Dziś przychodzę do Was z historią Gosi - bardzo zależało mi, żeby podzielić się z Wami tą historią, ponieważ wiem, jak wiele z Was (zwłaszcza osób na początku przygody z kosmetykami naturalnymi) ma podobny tok myślenia do Autorki. Zdarza się powątpiewanie we własne umiejętności do tego stopnia, że zamiast samodzielnie analizować składy INCI, łatwiej zdać się na produkt, który jest polecany w blogosferze oraz określony przez Producenta mianem kosmetyku naturalnego.
Podziwiam Gosię za jej upór - zapewne niejedna Dziewczyna na jej miejscu już dawno porzuciłaby myśl o naturalnej pielęgnacji. Jednak właśnie dzięki temu uporowi i determinacji zaczęła przełamywać blokady, które siedziały tylko w jej głowie. Sprawdźcie same, jak potoczyła się ta historia, oddaję głos Gosi:
"Cześć Agnieszko,
Wysyłam swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami. (...) Do ostatnich godzin się dzisiaj zastanawiałam, czy się odważyć wysyłać tę historię (poczułam mały stresik :) ), w dodatku wyszło dość rozbudowane, a i tak mam wrażenie, że wiele aspektów nie poruszyłam. W każdym razie cieszę się, że to zrobiłam i życzę miłego czytania :)
MOJA PRZYGODA Z NATURALNYMI KOSMETYKAMI
1. Jak to się wszystko zaczęło :)
Moje początki z naturalną pielęgnacją miały miejsce już wiele lat temu, jeszcze za czasów gimnazjum i nie były za bardzo udane :D Zaczęło się oczywiście od problemów z cerą, trądzik skłonił mnie do poszukiwania jakiś innych rozwiązań niż przypadkowy drogeryjny krem. Zaczęłam czytać o naturalnych produktach na popularnych wtedy blogach, byłam pewna, że mi pomogą. Tkwiłam wtedy w myśleniu „naturalne + polecane przez blogerki = na 100% mi pomogą”. Nie wiedziałam wtedy jak indywidualna jest każda skóra i że produkty trzeba dopasować i umieć ich używać, sam dobry skład nie zawsze wystarczy. W ten oto sposób przez długi czas używałam minerałków Annabelle, zamiast kremu - olej śliwkowy (solo, bez nawilżenia) i zmywałam to ziołowym żelem lub płynem micelarnym. Mając suchą skórę, nietrudno się domyślić, że skończyłam z jeszcze większym przesuszeniem i rozregulowaną cerą. Z czasem zaczęłam sięgać po kremy Fitomed i Sylveco, hydrolaty, własne napary, glinki, niektóre sprawdzały się lepiej, niektóre gorzej, ale nie nazwałabym tego jeszcze zaplanowaną, do końca świadomą pielęgnacją.
Jakiś czas później doszły próby naturalnej pielęgnacji włosów, która też nie wychodziła najlepiej. Olejowanie oliwą z oliwek, która jak teraz wiem, po prostu nie była dobrana do moich włosów, czy używanie zbyt dużej ilości protein, co skończyło się miotłą stulecia :D Potem trafiłam na opinie o hennie i z wielkim entuzjazmem nałożyłam brązową mieszankę Khadi. Dużo wcześniej miałam rozjaśniane pasemka, a w mieszance znajdowało się indygo, więc oczywiście skończyłam z zielonkawymi włosami przed studniówką :D
Na początku drogi z naturalnymi kosmetykami moimi głównymi błędami, było przekonanie, że jak naturalne i polecane to na pewno zadziała, szukałam przez długi czas „idealnych” kosmetyków, zamiast patrzeć na składy nie tylko w kategorii „naturalne”, ale też co w nich jest i jak na moją skórę, włosy działa. Nie przyglądałam się skórze, jej typowi, jak reaguje, czego potrzebuje. Przyglądałam się tylko kosmetykom. Było to trochę błądzenie po omacku.
Na zdjęciu zioła, z których robię toniki, wcierki itd.
2. Osioł odkrywa bardziej merytoryczne strony
Mimo że naturalna pielęgnacja nie wychodziła mi kompletnie, a wręcz wyglądałam coraz gorzej, nie chciałam dać za wygraną. Uparta jak osioł, chciałam wydusić z tych rzeczy, opisywane wszędzie cudowne działanie, wiedziałam, że coś robię nie tak. W tematykę coraz bardziej się wkręcałam, dużo czytałam i systematycznie trafiałam na bardziej merytoryczne materiały. Układanie sobie w głowie jak to wszystko działa, od podstaw jak emolienty, humektanty, proteiny po czytanie o funkcjonowaniu skóry i zawiłości w bezpieczeństwie poszczególnych składników. Bardzo mnie to wszystko nakręcało, a jednocześnie często trafiałam na momenty„Wiem, że nic nie wiem” :D Pielęgnacja stawała się coraz bardziej świadoma, indywidualna, zaczynałam osiągać w końcu jakieś większe efekty, przekonywałam się jak wiele aspektów nie jest czarno-biała i przede wszystkim mając coraz większe pojęcie o złożoności niektórych tematów, czy problemów, nie byłam już tak surowa przy wymaganiach wobec mojej skóry i włosów. Z każdym rokiem miałam coraz większe doświadczenie, pod koniec liceum moje działania w tym temacie nie były już tak chaotyczne, ale bardziej zaplanowane, świadomość funkcjonowania własnego ciała, skóry też większa. Wyczucie przy stosowaniu produktów, bardziej umiałam dostosować coś do siebie i wykorzystać to co kupiłam do końca, nawet jeśli docelowo się nie sprawdziło. Np. glinka, która źle działała na moją twarz, była fajnym dodatkiem do szamponu, olejek który solo nie sprawdził się na włosach w mieszance z innymi już działał fajnie, a także sprawdzał się dodawany do np. kremu do rąk lub w innych celach (tu też pomagał mi np. Twój artykuł o olejach, gdzie były też podziały).
Kilka przykładowych produktów, których używam:
3. Monitorowanie efektów, dziennik, układanie planów pielęgnacyjnych
Wszelka analiza mojej pielęgnacji, planowanie i monitorowanie dużo mi dało. Mam rozpisane ogólne założenia, „własne” zasady/główne punkty, co i jak aktualnie używam, co mi się sprawdza co nie, jakie produkty są mi potrzebne. Dzięki temu nie zapominam np. o peelingach, nie robię niepotrzebnych zakupów kończąc z 4 kremami i brakiem szamponu a także łatwiej mi kontrolować co się sprawdza, a co nie :) Co jakiś czas robię też zdjęcia włosów lub stanu cery i gdyby nie to, nawet nie zauważyłabym niektórych efektów. Robię sobie też na bieżąco notatki na komputerze z tego co czytam – czy to blogi np. Kosmetologia Naturalnie :), czy książki, ostatnio „Skóra. Fascynująca historia.”
Screeny z notatek i tabelek z produktami:
Cera: Była powodem zainteresowania naturalną pielęgnacją i chociaż od młodzieńczego trądziku w gimnazjum i liceum trochę minęło, to nie do końca jeszcze rozwiązałam ten problem. Warstwowa pielęgnacja też się nie sprawdziła – wolę wymieszać np. krem z lekkim serum w dłoni i dopiero nałożyć, glinki z wodą pozostawione dłużej moją skórę odwadniają, ale w połączeniu z jogurtem – cudo, maseczki, hydrolaty albo własne napary ziołowe jako toniki, maseczki algowe – te wszystkie rzeczy bardzo lubię, ale stosuję z umiarem i rozsądkiem oraz w zależności od potrzeb. Wiele się zmieniło, moja cera na pewno jest o wiele lepiej nawilżona, bardziej uregulowana (miałam problemy z suchością i nadmiernym łojotokiem naraz), ma mniej zaskórników, ogólnie jej stany nie są już takie krytyczne i szalone, ale z trądzikiem dalej do końca sobie nie poradziłam. Jedna z rzeczy, którą się nauczyłam to, że pielęgnacja jest tylko jednym z elementów, trzeba też pamiętać o ogólnym „trybie życia” od jedzenia, po aktywność fizyczną, sen, odpoczynek itd. To czego przy pielęgnacji cery długo mi zajęło to nauka jak jej nie odwodnić, ani nie zatłuścić, przy równoczesnym braku zapchania. Ogólnie delikatność – jeśli jej mocno nie odwodnię (np. przez silne detergenty – zmieniłam je na kochane olejki myjące) to nie muszę jej mocno „zaklejać” tłustymi kremami, które by mnie zapchały. Uregulowałam ją na tyle ile potrafię, ale niestety dieta i stres się na mojej cerze mocno odbijają i z niespodziankami (chociaż w mniejszej ilości) dalej walczę :)
Jej stan pod względem fotograficznym zaczęłam dokumentować dopiero na początku roku, więc możesz zobaczyć jedynie zmagania z ostatnich miesięcy, a szkoda, bo pewnie jakbym zrobiła takie zdjęcia kilka lat temu różnica byłaby bardziej widoczna.
Włosy: Udało mi się je doprowadzić do lepszego stanu niż cerę, ale dalej się uczę i nad nimi pracuję. Kiedyś używałam tylko szamponu z SLES typu Elseve + odżywka tej samej firmy z silikonami, żeby jakoś zatuszować ich wygląd i to był koniec. Były suche, sianowate, kruche, skóra głowy podrażniona. Teraz są o wiele bardziej miękkie, błyszczące, mocniejsze, a skalp ukojony. Olejowanie przed myciem, delikatne szampony (uwielbiam Vianka <3), wcierki, maski, zabezpieczanie olejkiem końcówek (chociaż zastanawiam się nad wprowadzeniem Twoich alternatyw silikonów). Od jakiegoś czasu włączyłam też „senesowanie” (senes jest tańszym odpowiednikiem cassi – coś jak pół-przeźroczysta / pół-żółto-złota henna), w planach jest też typowe hennowanie :) Bardzo się wkręciłam, uwielbiam to, mam swój zbiór różnych ziółek, w tym kilogram wyżej wspomnianego senesu w szafie :D
Nie mam zdjęć z pierwszych podjeść do „włosomaniactwa” (było ich kilka ;) ), ale z początku „ostatniego” i aktualnie trwającego mam:
4. Dalsza praca
O ile jest progres między etapem, który był na początku, a jest teraz, to jeszcze jest trochę rzeczy nad którymi pracuję lub chciałabym bardziej udoskonalić w przyszłości. Naturalna pielęgnacja cery i włosów rozprzestrzeniła się na resztę ciała jak np. szczotkowanie ciała na sucho, balsamy i żele z dobrym składem, czy chociażby mój ostatni hit w postaci płynu do płukania ust Sylveco :) Powoli pracuję nad kosmetyczką do makijażu – lubię podkład mineralny, próbowałam tuszu Boho, w planach mam wymianę cieni i szminek na takie z lepszymi składami. Chętnie też się przyjrzę jak to wygląda jeśli chodzi o środki czystości w domu. Naturalna pielęgnacja zmobilizowała mnie też do przyjrzenia się kwestii jedzenia i aktywności, chociaż jest to ciężka walka, ale jest coraz lepiej :) Zastanawiam się nad przejściem w przyszłości na siłownię z treningów domowych, jakkolwiek dziwnie to brzmi, chyba bym nie rozmyślała nad tą decyzją, gdyby nie kosmetyki :D No i kontynuacja nauki pielęgnacji, zagłębianie się w dalsze obszary jak ćwiczenia twarzy, czy kwasy, chociaż do tego trzeba doświadczenia.
Na zdjęciu kilogram senesu :)
5. Rodzina mówi „Wypadną Ci wszystkie włosy!”
Nie ma wśród moich bliskich fanów naturalnej pielęgnacji, więc na moje początkowe działania patrzyli bardzo nieufnie. Nieraz słyszałam, że od nakładania masek wypadną mi włosy, a do twarzy wystarczy szare mydło i Nivea ;) Wraz z kolejnymi latami się przyzwyczaili, a nawet parę osób pytało mnie o rady dotyczące pielęgnacji twarzy, czy o to jakich masek do włosów używam. Zdecydowanie są bardziej ciekawi niż przerażeni :D Miałaś świetny artykuł o pielęgnacji okolic intymnych (jak nie dwa, gdzie też było jak wygląda ta kwestia u mężczyzn), dzięki czemu mogłam o tym porozmawiać na jakiejś imprezie rodzinnej i doradzić któryś z Vianków :) Ogólnie Twoja wiedza „przechodzi” dalej i sama też mogę dzięki Tobie czasami komuś pomóc, co jest dla mnie mega sprawą i bardzo za to dziękuję :) A i tak w kwestii rodziny najbardziej niesamowite są dla mnie rozmowy o kosmetykach i składach z babcią. Bardzo mądra i analityczna kobieta, kiedyś fanka przede wszystkim Yves Rocher, które czasami deklaruje się jako „naturalne”, razem omawiamy niektóre produkty i składniki i coraz bardziej przekonuje się do innych, wartościowszych marek :)
6. Efekt domina
Naturalna pielęgnacja spowodowała u mnie szereg ciągnących się za sobą zmian, o których w życiu bym nie pomyślała :D Od standardowego podejścia do pielęgnacji całego ciała, nie tylko twarzy, po składy kosmetyków, jedzenia, takiej ogólnej świadomości konsumenta jakichkolwiek produktów, po zgłębianie wiedzy z zakresów, które nie podejrzewałam, że będą dla mnie tak ciekawe, świadomości własnego ciała, przede wszystkim cierpliwości (na efekty czasami trzeba czekać :) ), trybu życia (nad tym pracuję skrupulatniej od niedawna), pomocy innym czy tego jak niektóre zagadnienia potrafią być wieloznaczne i rozbudowane. Są to czasami nawet tak prozaiczne rzeczy jak odkrycie nowych sklepików z niesamowitą obsługą – dzięki Twojemu tekstowi o sklepach na Śląsku odwiedziłam bardzo fajny "Świat Zdrowia" w Katowicach, w planach zostaje reszta z artykułu w tym mieście :) W sumie dopiero pisząc tę historię tak dokładnie zdałam sobie sprawę, jak wiele spowodowało to zmian w moim życiu :D Jest jeszcze jedna nad którą rozmyślam i być może nastąpi ona w przyszłości. Zastanawiam się, czy nie zacząć chemii jako drugi kierunek studiów, wiele lat temu bym o tym nawet nie pomyślała, a teraz ten pomysł nie chce mnie opuścić i kusi cały czas.
W każdym razie bardzo Ci dziękuję za całą pracę jaką wkładasz w bloga, bardzo pomogłaś mi i ludziom w moim otoczeniu. Wierzę, że dobrzy ludzie przyciągają dobre rzeczy, więc mam nadzieję, że życie Ci da tyle dobrego ile dałaś mi i pewnie wielu osobom :)
Pozdrawiam ciepło,
Gosia
Serdecznie dziękuję Ci Gosiu za tyle motywujących słów - mam nadzieję, że mój blog wciąż będzie dla Ciebie ciekawym miejscem =)
Wspaniała, bardzo motywująca historia, nieprawdaż? Jak sama Gosia na początku przyznaje - nie poruszyła wielu tematów a ja chętnie bym o nich poczytała! Jeśli macie jakieś pytania do Gosi a także same chciałybyście poczytać więcej o jej historii, koniecznie napiszcie o tym w komentarzach! Być może podzieli się z nami pozostałą częścią swojej historii? Oczywiście trzymam mocno kciuki za podjęcie drugiego kierunku studiów!
Jeśli i Wy chciałybyście podzielić się ze mną i innymi Czytelniczkami swoimi historiami, serdecznie zapraszam do wysyłania ich na adres: biuro@kosmetologia-naturalnie.pl . Nie ma historii źle napisanych czy śmiesznych, każda z nas ma inne doświadczenia i historia każdej z nas jest cenna! Czy to historia ze spektakularnym efektem końcowym czy też ta z drobnymi zmianami. Każda jest motywująca i wiem, że są tu wśród nas osoby, które potrzebują takich historii!
Pozdrawiam serdecznie!