Zapewne zauważyłyście, że na moim blogu niewiele postów poświęconych jest włosom- jest to spowodowane tym, że:
I. W toku studiów pielęgnację włosów omawiałam bardzo pobieżnie, bardziej w formie ciekawostki. Zdecydowanie większą uwagę wykładowcy przykładali do anatomii i fizjologi skóry oraz tym, w jaki sposób oddziałują na nią substancje kosmetyczne,
II. Osiągnięcie celu, jakim jest idealnie wypielęgnowany i błyszczący włos, zajęło mi na prawdę sporo czasu. Włosy jako martwe wytwory naskórka reagują na pielęgnację odmiennie i musiałam dokładnie zrozumieć, jak powinno się je pielęgnować.
Jednak nadszedł czas, w którym mogę szczerze powiedzieć, że jestem całkowicie zadowolona z kondycji oraz wyglądu moich włosów- dlatego chciałabym opowiedzieć Wam swoją włosową historię i tym samym zmotywować Was do walki o piękną czuprynę przy pomocy naturalnych kosmetyków.
Czy da się osiągnąć gładką taflę przy pomocy tylko naturalnych kosmetyków, bez wspomagania silikonami? Sprawdźcie same!
Dzieciństwo
Od małego miałam zapuszczane długie włosy sięgające aż do pasa. Nigdy jednak nie nosiłam ich rozpuszczonych, ponieważ byłam niesfornym dzieckiem i wszędzie było mnie pełno. Na co dzień, później także do przedszkola i szkoły, czesała mnie babcia- potrafiła wyczarować na moich włosach piękne warkocze, kłosy, francuzy ale do szkoły czy na czas zabaw upinała je w koczek, by nie przeszkadzały w harcach. Nierzadko koczek był ozdabiany wieloma kolorowymi spinkami, które pomagały ujarzmić baby hairy- spinki bywały w przeróżnych kształtach i kolorach- do tej pory pamiętam swoje ulubione: w dalmatyńczyki, motyki i kokardki! Niestety, nie odziedziczyłam po babci zdolności do pięknych upięć, dlatego do teraz proszę ją o pomoc, np. o zaplecenie francuza, gdy wybieram się na jazdę konną- to najwygodniejsza fryzura pod toczek! Babcia też uwielbia, gdy na rodzinne spotkania upinam włosy w kok- chyba przypominają jej się dawne czasy, gdy szykowała mnie do wyjścia do szkoły!
Niestety, chociaż babcine upięcia do tej pory robią wrażenie, rozczesywanie włosów było moją zmorą- codzienne czesanie było bardzo bolesne i chociaż starałyśmy się z babcią w jakiś sposób przytrzymywać włosy, by zmniejszyć uczucie szarpania, była to najbardziej znienawidzona przeze mnie część poranka.
Włosy w tym czasie były myte szamponem dla dzieci (najczęściej Bobini lub Bambino) a następnie suszone gorącym nawiewem. Na noc babcia zaplatała mi luźny warkocz, który miał zapobiec powstaniu kołtunów. Gdy poszłam do zerówki, mama zdecydowała o zmianie szamponów z dziecięcych na ten, który zawsze był w domu obecny- zazwyczaj były to szampony najtańsze typu Barwa. Od tamtej pory zaczął nasilać się u mnie problem łupieżu, który został zrzucony na zerówkę i kontakt z innymi dziećmi, jakbym miała się od nich zarazić łupieżem- dziś wiem, że problem ten był związany ze zmianą szamponu na agresywnie myjący, co szkodziło skórze głowy. Mama jednak odkryła cudowne antidotum na łupież- Nizoral- i od tego czasu zawsze było w łazience obecnych jego kilka saszetek, stosowałam go 1x na 2 tygodnie i to wystarczało, by łupież się nie pojawiał.
Po I Komunii Świętej, za przykładem innych dziewczynek, mama namówiła mnie na ścięcie włosów, żebym nie musiała męczyć się z "cubrzeniem"- tak w mojej rodzinnej miejscowości określa się ciągnięcie za włosy podczas czesania. Do fryzjera poszłam bez emocji- ani nie byłam wielce ciekawa, jak będę wyglądać w krótkiej fryzurze, ani nie było mi też szkoda długiego warkocza. Jednak po wyjściu od fryzjera i chłodnej ocenie w lustrze (o ile chłodno może stwierdzić coś 8-latka ;)) uznałam, że poczekam aż włosy odrosną i już więcej ich nie zetnę- nie podobałam się sobie w krótkich włosach zwłaszcza, że było bardzo ciężko je spiąć i utrzymać w dyscyplinie. Przeszkadzały mi w zabawie!
Na szczęście w miarę wzrostu włosów mama odkryła kolejny kosmetyczny hit- odżywkę bez spłukiwania! Była marki Timotei i napakowana silikonami- wystarczyło po umyciu głowy spryskać nią włosy i... faktycznie włosy było dużo łatwiej rozczesać! Od tamtej pory czesanie przestało być zmorą- a ja zaczęłam systematycznie chodzić do fryzjera co kilka miesięcy, by podcinać końcówki- zawsze prosiłam o ścięcie włosów do ramion i w takiej fryzurze chodziłam aż do liceum. A aż do czasów gimnazjum pozwalałam się babci czesać ;).
Gimnazjum
Przyszedł czas, gdy młoda dziewczyna ma masę kompleksów więc próbuje zmienić coś w swoim wyglądzie. Ścięcie nie wchodziło w grę a mama zabraniała się farbować- nawet nie było mowy o kilku pasemkach w okresie letnim! Postawiłam więc na kondycję i sama zaczęłam kupować sobie kosmetyki do włosów- bardzo mocno reklamowana była wtedy marka Sunsilk a że była w zasięgu moich kieszonkowych, to głównie na niej bazowałam. Stosowałam wtedy szampon i odżywkę, przy czym raz kupowałam odżywki do wpłukiwania, raz bez spłukiwania – w zależności od swojej fantazji- i tak pogubiłam się w tej pielęgnacji, że zaczęłam stosować odżywki do spłukiwania bez spłukiwania... Co więcej- dopiero koleżanka na III roku studiów (!!!) uświadomiła mi mój błąd!
Po kilku zużytych opakowaniach marki Sunsilk zmieniłam firmę na Niveę- zwłaszcza lubiłam serię Diamond Gloss, ponieważ po niej włosy bardzo ładnie się błyszczały. Kolejną ważna zmianą w okresie gimnazjum było to, że przestałam suszyć włosy suszarką- myłam je późnym popołudniem i zazwyczaj do wieczora zdążyły wyschnąć, chociaż zdarzało mi się iść spać w mokrych włosach- było to jednak sporadyczne, ponieważ nie spało mi się wygodnie na mokrej poduszce. Z dzieciństwa pozostał mi nawyk zaplatania włosów w luźny warkocz i do teraz jest to moja "fryzura do spania".
Pod koniec gimnazjum odkryłam prostownicę i to, jak ładnie moja twarz wygląda na tle prostych włosów- bardziej szczupło, mniej pyzato. Nic więc dziwnego, że sięgałam po prostownicę coraz częściej aż w końcu używałam jej codziennie- wtedy też zaczęłam chętniej nosić rozpuszczone włosy. Ponadto zdecydowałam się na zrobienie grzywki a w wakacje pomiędzy gimnazjum a liceum mama pozwoliła na zafarbowanie końcówek włosów (oczywiście pod kategorycznym nakazem ich ścięcia przed pójściem do szkoły)! Pobiegłam do fryzjera z wielkim entuzjazmem i opowiedziałam mu o wszystkich kolorach tęczy jakie chcę mieć na końcówkach włosów- fryzjer jednak ostudził mój zapał i słusznie polecił mi... rudości ;). Od tamtych rudych końcówek zaczęła się moja wielka miłość do tego koloru włosów.
Liceum
W okresie licealnym moja pielęgnacja włosów wciąż bazowała na szamponie i odżywce Nivea, którą niepoprawnie stosowałam (nie spłukiwałam jej, chociaż powinnam- nie robiłam tego świadomie), jednak moje włosy nie były oblepione. Wręcz zawsze miały lekką tendencję do puszenia się a odkąd zaczęłam stosować codziennie prostownicę, puszenie przybierało na intensyfikacji- zauważyłam także, że z falowanych włosów zaczęły robić się kręcone- teraz wiem, że było to efektem zniszczeń po prostownicy, jednak wtedy loki mi nie przeszkadzały- i tak je przecież prostowałam.
Jednak chcąc bardziej zadbać o pielęgnację, zaczęłam starać się o ochronę włosów przed wysoką temperaturą- po kilku miesiącach moja pielęgnacja przedstawiała się następująco:
1. Mycie włosów 1x szamponem Nivea
2. Aplikacja odżywki Nivea do spłukiwania lecz bez jej spłukania
3. Rozczesywanie włosów
4. Spray termoochronny Joanna
5. Brylantyna w wosku Joanna
6. Jedwab na końcówki Biosilk
Nie wiem, czy miałyście kiedyś styczność z brylantyną- to niemal wosk nakładany na włosy! Mimo tak bogatej i obciążającej pielęgnacji, włosy nie były sklejone ani postrączkowane- myślę, że aż taka warstwa kosmetyków musiała w dobrym stopniu chronić włosy przed wysoką temperaturą prostownicy, bo nie zauważyłam przerzedzenia ani łamliwości włosów- chociaż nie mogę powiedzieć, żeby prostownica była im całkowicie obojętna, w końcu kręciły się uporczywie oraz puszenie przybierało na sile. Jednak wyprostowane trzymały się nienagannie aż do drugiego dnia.
Włosy prostowałam codziennie, ponieważ po nocy spędzonej w warkoczu włosy się odkształcały- do teraz mam włosy podatne na stylizację. Nigdy jednak nie prostowałam ich gdy były mokre, nie suszyłam suszarką a także systematycznie podcinałam co kilka miesięcy. W liceum postanowiłam zapuszczać włosy- nie zainwestowałam jednak w żadne preparaty pobudzające wzrost włosa, ot, pozwoliłam im rosnąć.
Studia
Będąc na studiach niestety musiałam ograniczyć budżet kosmetyków do włosów, dlatego zamiast Nivea, kupowałam kosmetyki Ziaja- nie byłam jednak zadowolona z wyglądu moich włosów, więc sięgnęłam po dobrze mi znane szampony Barwa a następnie rekompensowałam włosom ten prosty szampon odżywką Nivea. Pozostała część pielęgnacji- termoochrona, brylantyna, jedwab, prostownica i brak suszenia włosów pozostawały bez zmian.
Będąc w połowie pierwszego roku moja współlokatorka przekonała mnie, że mam ładne naturalne loki i powinnam przestać prostować włosy. Doceniłam wtedy objętość i lekkość swoich włosów a ta rozmowa dodała mi takiej pewności siebie, że odstawiłam prostownicę z dnia na dzień a wraz z nią kosmetyki termoochronne. Pielęgnacja ograniczała się do szamponu Barwa ze skrzypem oraz odżywki Nivea stosowanej bez spłukiwania. W ten sposób zaoszczędziłam nie tylko pieniądze ale też czas rano- a wiadomo, że poranki studenckie są na wagę złota ;). Zapuściłam także grzywkę, ponieważ nie umiałam znaleźć fryzjera, który podciąłby ją tak, bym była zadowolona (na studia wyjechałam daleko i nie miałam już możliwości odwiedzać Pani Fryzjerki, która znała moją fryzurę niemal od dziecka).
Problemem, który jednak wciąż mi doskwierał, był łupież. Ze względu na studencki budżet, próbowałam zrezygnować z Nizoralu na rzecz tańszych szamponów przeciwłupieżowych np. Head & Shoulders. Niestety, łupież wciąż się utrzymywał i gdy postanowiłam odstawić szampony przeciwłupieżowe miałam tak okropny łupież, że nawet współlokator zwrócił mi na niego uwagę (!!!) - było to przykre doświadczenie.
Wciąż kusił mnie rudy kolor włosów, ale bałam się tak drastycznej zmiany koloru- nie byłam przekonana, czy kolor będzie mi pasował, ani też czy dogadam się z fryzjerem, o jaki odcień rudości mi chodzi- a zależało mi na naturalnym odcieniu a nie wściekłym pomarańczu. Miałam niestety wrażenie, że farby drogeryjne a nawet fryzjerskie, dają bardzo sztuczny efekt.
Postanowiłam spróbować czystą hennę khadi- fabowałam nią włosy kilkakrotnie, jednak na swoich jasnobrązowych włosach uzyskiwałam mahoniowy odcień czerwieni a nie rudości. Ponadto henna potęgowała puszenie się włosów i utrudniała ich rozczesywanie.
W końcu nadeszła wielka chwila gdy postanowiłam, że jestem gotowa na zmianę! Było to w wakacje po II roku studiów. Pech chciał, że natrafiłam na internecie na bardzo zachęcające ogłoszenie- otóż "wirtuoz włosa" (jak sam siebie określał) z bardzo znanej akademii "Berendowicz-Kublin" w Katowicach poszukiwał dziewczyn zainteresowanych metamorfozą, którą będzie mógł nagrać. Zadzwoniłam pod numer podany w ogłoszeniu i zapytałam, czy metamorfoza ma być całkowitą niespodzianą, czy jest możliwość ustalenia, co będziemy na włosach wykonywać? Nie interesowała mnie metamorfoza, po której kompletnie się nie poznam- odpuściłabym ją już na starcie, jednak Pan Wirtuoz przekonał mnie, że oboje będziemy zadowoleni. Umówiliśmy się najpierw na wstępny wywiad, podczas którego określimy, jaki efekt końcowy chcę uzyskać i co Pan zaproponuje.
W dniu umówionej wizyty wszystko przebiegło perfekcyjnie- stawiłam się przed czasem i czekając w poczekalni przeglądałam na ścianach dziesiątki zdjęć znanych gwiazd, aktorów i piosenkarek, które pod zdjęciem składały swój autograf z dopiskiem, że są zadowolone z wykonanej fryzury. Sam salon także mnie onieśmielił- przyzwyczajona do małego, wiejskiego saloniku, zachwyciłam się przeogromną ilością stanowisk fryzjerskich, samych fryzjerów, kosmetyków jak i klientów. Czułam, że trafiłam w dobre ręce.
Wywiad przebiegł pomyślnie- Pan Wirtuoz dokładnie obejrzał moje włosy po czym zapytał, co chciałabym mieć zrobione? Powiedziałam, że zapuszczam włosy, więc zależy mi jedynie na podcięciu końcówek (miałam już wtedy długość do talii!) ale za to chciałabym zaszaleć z kolorem i myślałam o rudościach. Opisałam też dokładnie kolor i zaznaczyłam, że zależy mi na uzyskaniu jak najbardziej naturalnego odcienia rudości, nie pomarańczu- zapytałam, czy mógłby mi pokazać wzornik kolorów, żebym mogła wskazać interesujący mnie odcień? Pan odmówił twierdząc, że to co we wzorniku różni się od tego, co wychodzi na włosach, ale rozumie, jaki odcień mnie interesuje. Być może ta odmowa powinna wzbudzić moje podejrzenie, jednak byłam podekscytowana wizją płomiennorudych włosów oraz przekonana, ze trafiłam na specjalistę!
Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam...
Włosowa tragedia
Dwa dni później stawiłam się ponownie w akademii "Berendowicz-Kublin", tym razem już na metamorfozę. Przed rozpoczęciem Pan Wirtuoz zaczął zmieniać koncepcję- przekonywał mnie do ścięcia włosów do ramion oraz na wykonanie grzywki. Zdezorientowana jego zachowaniem odmówiłam, bo nie tak się umawialiśmy i przypomniałam, że zależy mi na długości włosów. Zapytał, czy w takim razie może zrobić mi ombre? Byłam zdecydowana na zmianę koloru a że ombre dopiero zaczynało być modne, zgodziłam się pod jednym warunkiem- będzie wykonane w rudościach. Pan Wirtuoz zgodził się i przeszliśmy do działania. Najpierw zabrał mnie do pomieszczenia, gdzie wykonał farbowanie włosów (poza kamerą)- efekt bardzo mi się podobał mimo, iż nie spodziewałam się takiej zmiany! Od czubka głowy miałam bardzo ciemne, niemal czarne włosy z fioletowym połyskiem, ale na wysokości ramion przechodziły w ognistą rudość aż po same końce! Na włosach do talii efekt był niesamowity! Pomyślałam, że podcięcie końcówek to tylko formalność i już cieszyłam się z nowej fryzury.
Na cięcie przeszliśmy do osobnego pomieszczenia- studia zdjęciowego. Tam najpierw wykonano mi zdjęcia bez makijażu oraz bez stylizacji włosów a następnie Pani Wizażystka wykonała makijaż. Gdy już wyglądałam reprezentacyjnie zaproszono mnie przed kamerę- nie miałam więc przed sobą lustra i nie widziałam, co fryzjer wyczynia z moimi włosami. Akcja!
Pan Wirtuoz Włosa przeszedł do cięcia- usłyszałam pierwsze "ciach!" nożyczek a po chwili zauważyłam obok swoich stóp bardzo długie pasmo włosów... Zbyt długie...
Od razu zareagowałam i zapytałam, czy na pewno Pan Wirtuoz pamięta, że zapuszczam włosy? Uspokoił mnie mówiąc, że mocno cieniuje moje włosy, by nadać im lekkości i objętości, ale nie zmniejszy ich długości. Nawet Pan Operator Kamery przyjaźnie się uśmiechnął i powiedział, żebym była spokojna, ponieważ jestem w dobrych rękach a nawet on widzi, że wciąż mam długie włosy. Kontynuowaliśmy więc nagrywanie.
Po wykonaniu filmiku nadszedł czas na zdjęcia "po"- w tym celu miałam się przebrać. Poszłam do łazienki i dopiero tam w lustrze zobaczyłam swoje włosy... Aż teraz mi serce drży, gdy przypominam sobie tą chwilę.
Z przodu włosy ledwie sięgały ramion! Z tyłu głowy miałam pozostawione jedno długie pasmo włosów, które faktycznie sięgało talii- pozostała część była krzywo przycięta – i nie była to celowa asymetria! Pan Wirtuoz wystylizował moją fryzurę na wielkie fale- najwyraźniej próbował ukryć lub uratować tę nieszczęsną metamorfozę.
Z pięknego ombre, które miałam wcześniej, niewiele zostało- na tych krótkich włosach dominowała chłodna czerń z ledwie rudymi końcówkami. Całość prezentowała się bardzo mało atrakcyjnie- cera momentalnie poszarzała, fryzura wizualnie mnie przygniotła i wyglądałam na starszą niż jestem... Koszmar.
Stanęłam jednak na wysokości zadania, powstrzymałam łzy i zapozowałam do ostatnich zdjęć. Zaraz po ich skończeniu Pan Wirtuoz zapytał: "I jak się Pani podoba nowa fryzura?" - nie wytrzymałam, łzy popłynęły niczym grochy i powiedziałam, że fryzura kompletnie mi się nie podoba, jest za krótka i prosiłam, by nie obcinał mi włosów. "Przyzwyczai się Pani"- usłyszałam w odpowiedzi. Zrozpaczona wyszłam ze studia do recepcji, by wziąć kurtkę- nawet po minach Pań Recepcjonistek było widać zdziwienie i niedowierzanie na widok mojej fryzury.
Zdjęcie "przed" pokazuje moje włosy jedynie po koloryzacji. Zdjęcie "po" - zarówno po strzyżeniu jak i "stylizacji"- widzicie to gniazdo na czubku głowy?!
Film ze strzyżenia jest dostępny online- wersję skróconą można obejrzeć bezpłatnie, także wklejam zarówno dla zainteresowanych jak i dla tych, które zastanawiają się nad "metamorfozą": LINK
Do mieszkania dojechałam cała we łzach- dobrze, że akurat w ten dzień współlokatorzy kończyli zajęcia wieczorem. Płakałam i płakałam i płakałam. Nie mogłam patrzeć w lustro, bo za każdym razem lała się z nich jeszcze większa ilość łez, aż zaczęło być to po prostu bolesne- niewiele było w moim życiu takich momentów, żebym aż tak nie mogła się uspokoić. Poszłam pod prysznic- stwierdziłam, że muszę umyć włosy i zobaczyć, w jaki sposób będę je układać, jak spinać. Nawet pod prysznicem, myjąc te włosy, płakałam! Może to zabawne, przeżywać aż tak włosy, które przecież odrosną, ale wiedziałam już jedno- do balu magisterskiego nie uda mi się ich zapuścić do pasa a do tego dążyłam.
Dlaczego nie upomniałam się o poprawę cięcia lub odszkodowanie? Przed metamorfozą podpisałam umowę a sama metamorfoza nie była płatna. Sądziłam więc, że nic nie wskóram a poza tym, bałabym się wracać do tego fryzjera. Zresztą włosów by już nie dokleił...
Niestety nie posiadam innych zdjęć z tego okresu ponieważ skutecznie unikałam obiektywu. Chociaż na powyższych zdjęciach wydaje się, jakby większość fryzury była w rudościach, to był to efekt tylko po "nastroszeniu" włosów przez fryzjera. Po ich umyciu ukazała mi się smutna prawda...
Początkowo umówiłam się do innej fryzjerki na poprawę koloryzacji i cięcia- gdy mnie zobaczyła, stwierdziła że wyglądam tak, jakbym nieudolnie zapuszczała irokeza. Jednak gdy zbliżał się termin wizyty u nowej fryzjerki spanikowałam, że już nic z moich włosów nie zostanie- tym samym odwołałam wizytę.
Punkt zwrotny
Cała sytuacja z "Berendowicz-Kublin" pchnęła mnie do świadomego dbania o włosy- najpierw postanowiłam zawalczyć o przyrost za wszelką cenę: wróciłam do szamponu Nivea (podjęłam się dorywczej pracy, więc mogłam sobie pozwolić na takie szalone wydatki ;)), wciąż stosowałam odżywkę Nivea bez jej spłukania a do tego zakupiłam zestaw startowy włosomaniaczki chcącej zapuścić włosy- olej rycynowy i biotebal. Co wieczór chodziłam spać z mieszanką oleju rycynowego i żółtka jajka- mimo to miałam wrażenie, że włosy nie chciały rosnąć. Po odrośnie było widać, że włosy rosną, ale długość ani drgnęła- zapewne był to efekt cięcia degażówkami.
Byłam zdeterminowana do tego, by mieć rude włosy, dlatego kupowałam farby drogeryjne (najczęściej Joanna Naturia w odcieniu płomienna Iskra) i nakładałam na całą długość. Efekt był opłakany- do połowy głowy odrost łapał intensywną, rudą pomarańcz a pozostała część włosów była czarna- to chyba najgorsze możliwe połączenie kolorystyczne. Nie wiedziałam jednak, że drogeryjna farba nie zakryje czerni bez wcześniejszej dekoloryzacji. Po kilku miesiącach zabaw z drogeryjnymi farbami miałam włosy kompletnie zniszczone- suche, spuszone, matowe.
W tym okresie szczęśliwym trafem zmieniłam dwie rzeczy w pielęgnacji:
1. Wprowadziłam olejowanie włosów oliwką HIPP,
2. Poznałam dziewczynę, która była fryzjerką i widziałam, że faktycznie zna się na włosach- pozwoliłam jej więc przywrócić moje włosy do porządku.
Podczas pierwszej wizyty Fryzjerka wykonała dekoloryzację i tym samym pozbyła się czarnego pigmentu. Nałożyła farbę Oalia Montibello w odcieniu 7.44, która wciąż gości w mojej łazience (rozjaśniam nią odrost). Poprawiła także delikatnie cięcie- umówiłyśmy się, że będę przychodziła do niej co miesiąc na podcięcie końcówek i w ten sposób wyrównamy krzywe cieniowanie bez konieczności drastycznego cięcia podczas jednej wizyty- nie byłam gotowa na ponowne eksperymenty.
W tym też okresie podczas rozmowy ze współlokatorką, zgadałyśmy się o tym, że obie lubimy odżywkę Nivea- współlokatorka uświadomiła mnie, że jest to odżywka, którą powinnam spłukiwać z włosów! Był III-ci rok studiów, aż 9 lat żyłam w nieświadomości! Zaczęłam stosować odżywkę zgodnie z zaleceniami producenta, lecz nie dawała satysfakcjonującego efektu na włosach, dlatego pozostałam przy swojej metodzie pozostawiania odżywki na włosach, tym razem już świadomie i z premedytacją. Włosy nie zachwycały kondycją, ale były odrobinę bardziej dociążone.
Niestety, rudy kolor bardzo szybko się wypłukiwał. Co miesięczne farbowanie- mimo, że wykonywane u fryzjera- także przyczyniało się do pogorszenia kondycji włosów. Wpadłam na pomysł zmiany koloru włosów na burgund- nie mam pojęcia dlaczego ubzdurałam sobie, że będzie on wypłukiwał się do rudości =). Gdy wspomniałam o tym fryzjerce, nie wyprowadziła mnie z błędu, ale zmieniła kolor- jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że sprany burgund wygląda równie nieciekawie jak sprany rudy! Ratowałam się jednak pianką Venita "Ognisty Wulkan".
Kondycja moich włosów wcale się nie poprawiała mimo, że stosowałam coraz bardziej bogatą i wymyślną pielęgnację! Przetestowałam wiele kosmetyków: zarówno tych fryzjerskich, które miały zmniejszyć wypłukiwanie czerwonego pigmentu (marki Montibello), drogeryjnych napakowanych silikonami (jak do tej pory niezawodna Nivea czy Kallos) jak i naturalnych- pierwsze podejścia do naturalnych szamponów były tragiczne: włosy wyglądały na jeszcze bardziej zniszczone!
Wpadłam w dziki szał włosomaniaczych rytuałów, aż stały się one niemal moją obsesją. Codziennie lub co drugi dzień spędzałam kilka godzin z włosami zawiniętymi pod czepkiem. Najpierw kilka godzin olejowania, następnie dwukrotne mycie- czasem metoda OMO, czasem tylko szamponem, czasem dwoma różnymi szamponami. Następnie maska na włosy na minimum 30 minut- często tuningowana miodem, aloesem, siemieniem czy olejami. Po umyciu włosów koniecznie wcierka i serum silikonowe na końcówki. I wiecie co? Włosy wyglądały coraz gorzej...
Bałam się minimalistycznej pielęgnacji ponieważ wydawało mi się, że skoro moje włosy nie reagują na bogatą pielęgnację, to pewnie po minimalizmie będą prezentowały się koszmarnie. Stosowałam więc coraz to nowsze urozmaicenia, kosmetyki, półprodukty w nadziei, że w końcu trafię na coś, co mi pomoże.
W tym czasie zaczynałam swoją przygodę z naturalną pielęgnacją- początkowo nie byłam do niej przekonana, ponieważ po użyciu szamponów Sylveco włosy wyglądały jeszcze gorzej. Dopiero gdy dowiedziałam się, że efekt spuszonych włosów po zastosowaniu szamponów bez silikonów występuje, ponieważ jest to faktyczny stan naszego włosa a dopiero po pozbyciu się silikonów możemy realnie i trwale odżywić włosy, postanowiłam wytrwać przy naturalnych szamponach. Zmieniłam więc szampony na Sylveco i pierwsze 2 tygodnie były koszmarem- włosy wyglądały bardzo źle, jednak zauważyłam znaczną poprawę na skórze głowy: nagle przestał dokuczać mi łupież! A przypominam, że walczyłam z nim od ok. 6 roku życia.
Z powodu poprawy stanu skóry głowy pozostałam przy naturalnych szamponach. Odżywki i maski stosowałam przeróżne- zarówno te naturalne jak i konwencjonalne. Olejowałam włosy przed każdym myciem a kondycja włosów wciąż była mizerna. Postanowiłam pozostać przy naturalnych kosmetykach ponieważ uważam je za świadomy i bardziej bezpieczny wybór- a kosmetyki napakowane silikonami wcale nie dawały efektu "WOW"- nie miałam więc czego żałować. W tym okresie Sylveco wypuściło odżywkę wygładzającą i była to pierwsza odżywka, która była w stanie widocznie dociążyć moje niesamowicie spuszone kosmyki (oczywiście stosowałam ją bez spłukiwania ;)).
W końcu stwierdziłam, że czerwień najwyraźniej nie jest moim kolorem- miałam już serdecznie dość wiecznie spuszonych włosów! W tym czasie wzdychałam do włosów dziewczyn z bloga SophieCzerymoja – obie autorki mają włosy niczym z reklamy a osiągnęły taki efekt głównie dzięki... hennie! Postanowiłam po raz ostatni poddać się drastycznej metamorfozie: tym razem u jeszcze innej fryzjerki ponieważ ta, do której chodziłam wcześniej, bardzo zmieniła swój stosunek do mnie- wytykała moją fascynację naturalnymi kosmetykami i uporczywie namawiała na kosmetyki fryzjerskie. A przecież już je przerabiałam i efektu nie było... Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno ta Fryzjerka wie, jak dbać i pielęgnować włosy? Czy na pewno dobrze dobiera oksydant, czy może robi to z przyzwyczajenia? Postanowiłam spróbować więc szczęścia u nowo poznanej Fryzjerki, która jednak wydawała się mieć większe pojęcie o włosach.
U niej poddałam się ponownej dekoloryzacji- czerwony pigment po piance Venita jest zmorą fryzjerów, na szczęście Fryzjerce udało się go wywabić. Zdecydowałam się na ombre, przy czym jego górna część miała być maksymalnie zbliżona do mojego naturalnego odcienia włosów, ponieważ zamierzałam je zapuszczać. Ombre przechodziło w rudość, którą zamierzałam poprawiań henną na wzór Moniki z SophieCzerymoja. Do koloryzacji został dodany bardzo modny Olaplex.
Ten zabieg również odbił się na kondycji moich włosów- były jeszcze w gorszym stanie a myślałam, że gorzej być nie może! Nie zamierzałam już więcej farbować włosów ani udawać się do fryzjera- w tym celu zakupiłam nożyczki fryzjerskie i by samodzielnie podcinać końcówki. Postanowiłam także zmienić całkowicie kosmetyki do pielęgnacji włosów- wyrzuciłam wszystkie nienaturalne kosmetyki jakie mi pozostały i uzupełniłam je kilkoma naturalnymi nowościami. I w ten sposób trafiłam na ulubieńców, których uporczywie trzymałam się kilka miesięcy (a w przypadku odżywki i szamponu- nawet kilkanaście!). Były to:
1. Szampon do włosów osłabionych i łamliwych, Eco Laboratorie, którym myłam włosy dwukrotnie
2. Maska jajeczna, Babuszka Agafia stosowana początkowo bez spłukiwania a następnie zgodnie z zaleceniami producenta- spłukując
3. Olejek wzmacniający, Babuszka Agafia
4. Henna khadi
Odkąd porzuciłam chemiczne farbowanie a także zmieniłam pielęgnację na całkowicie naturalną, stan moich włosów w końcu zaczął diametralnie się poprawiać! Już po kilku miesiącach prezentowały się następująco:
Nic więc dziwnego, że trzymałam się kurczowo tych kosmetyków i nie zamierzałam ich zmieniać! Jednak postanowiłam po raz kolejny powalczyć o rude kosmyki- ten kolor nie dawał mi spokoju! Tym razem postanowiłam sama zatroszczyć się o swoje włosy! Do rozjaśnienia odrostów posłużyła mi farba Montibello Oalia 7.44 na oksydancie 6.6%. Chcąc ochronić włosy przed zniszczeniami, do farby dodałam Ultraplex z Joanny- jak zaobserwowałam podczas kolejnych farbowań, Ultraplex był kompletnie zbędny a tylko nadał włosom brzydkiej, zielonej poświaty. Po raz kolejny dostałam nauczkę, że jednak to, co naturalne, najbardziej mi służy.
Odkąd przestałam katować włosy co miesiąc chemiczną farbą, ich stan diametralnie zaczął się poprawiać. Nie bez znaczenia pozostała henna, która nie tylko pomaga mi uzyskać wymarzony, naturalnie wyglądający odcień rudości, niemożliwy do osiągnięcia przy pomocy chemicznych farb, ale także wzmacnia i pogrubia włos.
Od roku farbuję włosy przy pomocy henny- początkowo używałam khadi, następnie zmieniłam na Swati (aktualnie marka zmieniła nazwę na "Sattva"). Rozrabiam ją z naparem z rumianku do konsystencji rzadkiego błota – mało atrakcyjne porównanie ale bardzo trafne ;). Hennę nakładam dokładnie na odrost a resztkę pozostałej henny przeciągam na długości włosów- w ten sposób uzyskując naturalnie wyglądające refleksy.
Jednak moje naturalne, brązowe włosy, nie dają się "rozjaśnić" do odcienia rudości przy pomocy samej henny- dlatego jeśli odrost zaczyna być widoczny pomimo wyrównywania jego koloru henną, nakładam farbę Montibello Oalia na 30 minut na sam odrost. Po zmyciu farby Montibello, od razu aplikuję hennę- zarówno na odrost jak i na długość włosów, by wyrównać ich koloryt. Farbowanie odrostów wykonuję nie częściej niż raz na 2 miesiące. Natomiast w ciągu minionego roku zdarzyło mi się tylko 2 razy nałożyć farbę chemiczną na całą długość włosów – podczas pierwszego farbowania, gdy naturalny kolor włosów sięgał połowy ich długości, by ujednolicić wcześniej posiadane ombre a także po 4-5 miesiącach od tego farbowania, ponieważ potrzebowałam wyrównać kolor (zielona poświata po Ultraplexie Joanny nie chciała się poddać samej hennie).
Powoli zaczęłam także wprowadzać nowe kosmetyki do włosów- wszystkie oczywiście naturalne! W końcu moje włosy są w dobrym stanie i – w przeciwieństwie do poprzednich doświadczeń- zmiana kosmetyków daje mniej lub bardziej, ale zawsze pozytywny, efekt! W końcu mogę cieszyć się pięknie wyglądającymi włosami bez potrzeby ich stylizacji. Ot, wystarczy umyć i jestem gotowa na wielkie wyjście! To duży komfort psychiczny gdy wiem, że niezależnie od sytuacji i pogody, moje włosy pozostają gładkie i lśniące.
Aktualna pielęgnacja:
I. Szampon odżywczy Vianek stosowany 2x pod rząd,
II. Odżywce do włosów Biolaven, którą spłukuję,
III. Biofermencie z bambusa EcoSPA w ramach zabezpieczania końcówek włosów,
IV. Oleju kokosowym stosowanym przed każdym, lub co drugim myciem- w przeciwieństwie do efektu, jaki dał w czerwcu 2015r, aktualnie jest to mój ulubiony olej!
Do niedawna podcinałam włosy samodzielnie przy pomocy nożyczek fryzjerskich, jednak moje długie kosmyki mają teraz tendencję do tracenia objętości, dlatego zdecydowałam się na wizytę u profesjonalisty. Trafiłam na godną zaufania Panią Fryzjerkę, która lekko wycieniowała mi końcówki włosów, jednak w taki sposób, by nie wyglądały na przerzedzone. Dzięki temu subtelnemu cięciu fryzura zyskała całkiem inny wygląd! Systematycznie odświeżam cięcie oraz końcówki, jednak farbowanie pozostawiam w swoich rękach.
Równowaga PEH
W ciągu ostatnich kilku miesięcy bardzo doceniłam urozmaicanie pielęgnacji włosów przy pomocy PEH, czyli dostarczaniu włosom substancji z grup Protein, Emolientów i Humektantów. Wcześniej w obawie o pogorszenie stanu fryzury stosowałam minimalistyczną i sprawdzoną pielęgnację bazującą na emolientach (powyższe kosmetyki z listy). Włosy wyglądały bardzo dobrze, jednak postanowiłam wyciągnąć z nich jeszcze więcej! Tym samym zaczęłam częściej stosować humektantowy podkład pod olej przed myciem włosów- zazwyczaj żel aloesowy lub kwas hialuronowy. Jednocześnie zmieniłam szampon na taki z dodatkami protein pszenicy (dostępny na Ukrainie marki Yaka, jednak ze względu na jego brak dostępności w PL, czaję się na szampon wzmacniający z nowej, fioletowej serii do włosów firmy Vianek). Okazało się, że częstsze sięganie po humektanty i proteiny dało wymarzony efekt gładkiej tafli, który zamierzam utrzymać!
Równowaga PEH w pielęgnacji włosów- poradnik dla początkujących
Poza proteinami pszenicy obecnymi w aktualnie stosowanym szamponie, systematycznie 1x w miesiącu dodaję do odżywki czystą l-cysteinę. Działa ona na podobnej zasadzie jak Olaplex, ponieważ wbudowuje się we włos i tym samym "zastępuje" obecność pękniętych mostków dwusiarczkowych we włosie, swoimi. Jednak l-cysteina bardzo podnosi pH odżywki, do której jest dodawana, dlatego nie jest wskazane aplikować ją zbyt często. Pomijam także jej aplikację na skórę głowy a na długości trzymam ok. 20-30 minut.
L-cysteina jako naturalny Olaplex
Olejowanie włosów
Moje włosy zdecydowanie bardziej preferują maceraty ziół w olejach oraz mieszanki olejowe niż czyste oleje- nie dają one efektu "wow", ale jak najbardziej je stosuję, jeśli nie mam nic lepszego pod ręką. Oleje nie tylko odżywiają włos ale także chronią go przed zbyt agresywnym działaniem substancji myjących z szamponów (mimo iż stosuję szampony na bazie delikatnych substancji myjących to mam na uwadze, że włosy na długości nie wymagają tak częstego mycia jak włosy u nasady, nie przetłuszczają się a za to częściej ocierają (np. o szalik) i tym samym są bardziej podatne na urazy).
Olejowanie włosów- Kompendium Wiedzy
Zdecydowanie najlepsze efekty na włosach obserwowałam po: olejku na porost włosów Babuszki Agafii (stosowałam go także na długości), olejku wzmacniającym Babuszki Agafii, oleju Sesa, odżywczym olejku do włosów Vianek. Stosowałam także czyste, pojedyncze oleje i masła – całkiem ładne efekty dawało masło awokado, olej z czarnuszki, musztardowy i pestek winogron - jednak najlepsze rezultaty widzę po oleju kokosowym!
Co ciekawe, pierwszą próbę stosowania oleju kokosowego podjęłam już podczas pierwszych eksperymentów z olejowaniem (czerwiec 2015)- miałam wtenczas włosy wysokoporowate i olej kokosowy dodatkowo uwydatnił ich złą kondycję. Chociaż po kilku pierwszych użyciach ładnie dyscyplinował włosy, przez co byłam bardzo zmotywowana do jego stosowania, to jednak przy długotrwałym stosowaniu włosy stały się spuszone i matowe. Dzieje się tak, ponieważ niewielkie cząsteczki oleju kokosowego wnikają pod otwartą łuskę włosa i tym samym uniemożliwiają jej domknięcie. Z tegoż samego powodu olej kokosowy tak bardzo pasuje mi aktualnie- na włosach mających domknięte łuski niewiele olejów ma szansę odżywić taki rodzaj włosa, zazwyczaj pokrywają jedynie jego powierzchnię. Natomiast niewielkie cząsteczki oleju kokosowego umożliwiają przeniknięcie nawet pod domkniętą łuską włosa i jego odżywienie oraz wzmocnienie. Już po pierwszym użyciu oleju kokosowego zauważyłam znaczne nabłyszczenie i zdyscyplinowanie włosów, jednak bez efektu nadmiernego obciążenia kosmyków. Po umyciu włosy wciąż posiadają charakterystyczną lekkość, sprężystość i objętość.
Rozczarowaniem okazał się dla mnie olej lniany- jest zdecydowanie zbyt mocno obciążający, przez co moje włosy zaczynają się strączkować i tracą odbicie od nasady. Podobny efekt uzyskiwałam nawet mając włosy wysokoporowate, dla których olej ten jest dedykowany- ale cóż, ile włosów, tyle przypadków!
Olejem, który zachwycił mnie szybkością swojego działania był odżywczy olejek do włosów Vianek- już po pierwszym użyciu widoczne było wygładzenie i nabłyszczenie włosa (a przypominam, że na efekty olejowania należy poczekać, czasem bardzo długo- jak widzicie, moja droga do pięknych włosów trwała aż 4 lata! Dlatego zachęcam do bycia wytrwałą, bo warto!). Co więcej- nie tylko ja obserwuję natychmiastowe działanie olejku Vianek- jeśli czytałyście historię Magdaleny to zapewne pamiętacie, że również wspominała o tym efekcie:
"Wasze Historie"- historia Magdaleny
Pobudzenie wzrostu włosów
Chociaż moim pierwotnym celem był szybki przyrost włosów, to w pewnym momencie włosomaniactwo weszło na stałe do mojego planu pielęgnacji. Kiedy najbardziej zależało mi na zapuszczeniu włosów, tuż po nieszczęśliwej metamorfozie, jak na złość włosy nie chciały rosnąć! Aktualnie bardziej zwracam uwagę na ich możliwe zagęszczenie (oczywiście w granicach możliwości genetycznych- warto jednak walczyć o każdy babyhair!) oraz ogólną kondycję niż przyrost, jednak w toku swojego włosomaniactwa wypróbowałam kilka znanych wcierek:
1. Jantar- dawała bardzo dobre efekty zarówno w kwestii przyrostu włosów jak i ilości babyhair, jednak stosowana dłużej niż miesiąc przyspieszała przetłuszczanie się skóry głowy. Nie posiada jednak całkowicie naturalnego składu, dlatego postanowiłam zmienić ją na bezpieczniejszy kosmetyk.
2. Wcierka Babuszki Agafii – nieznacznie ale widocznie pobudzała wzrost włosów, nie zauważyłam po niej znacznego zwiększenia ilości babyhair,
3. Napar z kozieradki – daje efekty porównywalne z Jantarem, wysyp babyhair oraz przyrost włosów zdecydowanie zauważalny i satysfakcjonujący, nie przyspieszyła przetłuszczania włosów,
4. Normalizujący tonik-wcierka do skóry głowy, Vianek – ten produkt dał u mnie najbardziej spektakularne efekty w kwestii babyhair! Pojawiło się ich całe mnóstwo aż mogłam zaczesać je niczym grzywkę. Nie zauważyłam za to znaczącego przyrostu włosów na długości.
Zdarza mi się wcierać olej w skórę głowy, jednak nie wykonuję tego systematycznie, ponieważ olej na skórze głowy nie powinien pozostawiać dłużej niż przez 30 minut. Stwarza to ryzyko czopowania mieszków włosowych, ich niedotlenienia a tym samym- osłabienia i wypadania włosów. Natomiast nałożone oleje na długości włosa trzymam kilka godzin (np. idąc do pracy lub na siłownię).
Podsumowując:
Moje początki świadomej pielęgnacji były bardzo trudne- mimo stosowania przeróżnych kosmetyków, systematycznego olejowania, podcinania, braku stylizacji na gorąco i bogatej pielęgnacji, moje włosy wyglądały bardzo nieestetycznie i aż ciężko było uwierzyć, ile czasu poświęcałam na ich pielęgnację. Frustrujący był brak jakichkolwiek efektów przed ok. 2 lata świadomej pielęgnacji! Dopiero rezygnacja z comiesięcznego farbowania włosów farbami chemicznymi pomogła mi uzyskać pierwsze efekty. Zmiana farby chemicznej na hennę przyczyniła się nie tylko do poprawy kondycji włosa ale także umożliwiła mi uzyskanie pożądanego, naturalnie wyglądającego odcienia rudości.
Kolejnym krokiem milowym w pielęgnacji było wdrożenie pielęgnacji PEH, dzięki której włosy wyglądają nienagannie niezależnie od warunków atmosferycznych oraz zastosowanych kosmetyków, które chętnie zmieniam w poszukiwaniu ideałów!
Pielęgnację opieram tylko i wyłącznie na kosmetykach naturalnych, żaden ze stosowanych przeze mnie preparatów nie zawiera silikonów a mimo to udało mi się osiągnąć efekt gładkiej tafli na włosach.
Mam nadzieję, że moja włosowa historia będzie dla Was motywacją w walce o piękne włosy! Ufam, że te z Was, które zastanawiają się, czy pielęgnacja włosów bez silikonów jest w stanie przynieść zadowalający efekt przekonają się, że istnieją ich naturalne zamienniki, równie skuteczne a jednocześnie nie szkodzące środowisku ani fryzurze!
Koniecznie dajcie znać, jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów, czy stosujecie naturalne kosmetyki? Jakie są Wasze doświadczenia?
Możecie również wysyłać mi swoje historie na meila: kosmetologia-naturalnie@wp.pl - najciekawsze zostaną opublikowane, by być inspiracją i wsparciem dla pozostałych Czytelniczek!
Pozdrawiam serdecznie!
I. W toku studiów pielęgnację włosów omawiałam bardzo pobieżnie, bardziej w formie ciekawostki. Zdecydowanie większą uwagę wykładowcy przykładali do anatomii i fizjologi skóry oraz tym, w jaki sposób oddziałują na nią substancje kosmetyczne,
II. Osiągnięcie celu, jakim jest idealnie wypielęgnowany i błyszczący włos, zajęło mi na prawdę sporo czasu. Włosy jako martwe wytwory naskórka reagują na pielęgnację odmiennie i musiałam dokładnie zrozumieć, jak powinno się je pielęgnować.
Jednak nadszedł czas, w którym mogę szczerze powiedzieć, że jestem całkowicie zadowolona z kondycji oraz wyglądu moich włosów- dlatego chciałabym opowiedzieć Wam swoją włosową historię i tym samym zmotywować Was do walki o piękną czuprynę przy pomocy naturalnych kosmetyków.
Czy da się osiągnąć gładką taflę przy pomocy tylko naturalnych kosmetyków, bez wspomagania silikonami? Sprawdźcie same!
Dzieciństwo
Od małego miałam zapuszczane długie włosy sięgające aż do pasa. Nigdy jednak nie nosiłam ich rozpuszczonych, ponieważ byłam niesfornym dzieckiem i wszędzie było mnie pełno. Na co dzień, później także do przedszkola i szkoły, czesała mnie babcia- potrafiła wyczarować na moich włosach piękne warkocze, kłosy, francuzy ale do szkoły czy na czas zabaw upinała je w koczek, by nie przeszkadzały w harcach. Nierzadko koczek był ozdabiany wieloma kolorowymi spinkami, które pomagały ujarzmić baby hairy- spinki bywały w przeróżnych kształtach i kolorach- do tej pory pamiętam swoje ulubione: w dalmatyńczyki, motyki i kokardki! Niestety, nie odziedziczyłam po babci zdolności do pięknych upięć, dlatego do teraz proszę ją o pomoc, np. o zaplecenie francuza, gdy wybieram się na jazdę konną- to najwygodniejsza fryzura pod toczek! Babcia też uwielbia, gdy na rodzinne spotkania upinam włosy w kok- chyba przypominają jej się dawne czasy, gdy szykowała mnie do wyjścia do szkoły!
Codzienne fryzurki do szkoły.
Odświętny dzień, stąd rozpuszczone włosy!
Włosy w tym czasie były myte szamponem dla dzieci (najczęściej Bobini lub Bambino) a następnie suszone gorącym nawiewem. Na noc babcia zaplatała mi luźny warkocz, który miał zapobiec powstaniu kołtunów. Gdy poszłam do zerówki, mama zdecydowała o zmianie szamponów z dziecięcych na ten, który zawsze był w domu obecny- zazwyczaj były to szampony najtańsze typu Barwa. Od tamtej pory zaczął nasilać się u mnie problem łupieżu, który został zrzucony na zerówkę i kontakt z innymi dziećmi, jakbym miała się od nich zarazić łupieżem- dziś wiem, że problem ten był związany ze zmianą szamponu na agresywnie myjący, co szkodziło skórze głowy. Mama jednak odkryła cudowne antidotum na łupież- Nizoral- i od tego czasu zawsze było w łazience obecnych jego kilka saszetek, stosowałam go 1x na 2 tygodnie i to wystarczało, by łupież się nie pojawiał.
Po I Komunii Świętej, za przykładem innych dziewczynek, mama namówiła mnie na ścięcie włosów, żebym nie musiała męczyć się z "cubrzeniem"- tak w mojej rodzinnej miejscowości określa się ciągnięcie za włosy podczas czesania. Do fryzjera poszłam bez emocji- ani nie byłam wielce ciekawa, jak będę wyglądać w krótkiej fryzurze, ani nie było mi też szkoda długiego warkocza. Jednak po wyjściu od fryzjera i chłodnej ocenie w lustrze (o ile chłodno może stwierdzić coś 8-latka ;)) uznałam, że poczekam aż włosy odrosną i już więcej ich nie zetnę- nie podobałam się sobie w krótkich włosach zwłaszcza, że było bardzo ciężko je spiąć i utrzymać w dyscyplinie. Przeszkadzały mi w zabawie!
Na szczęście w miarę wzrostu włosów mama odkryła kolejny kosmetyczny hit- odżywkę bez spłukiwania! Była marki Timotei i napakowana silikonami- wystarczyło po umyciu głowy spryskać nią włosy i... faktycznie włosy było dużo łatwiej rozczesać! Od tamtej pory czesanie przestało być zmorą- a ja zaczęłam systematycznie chodzić do fryzjera co kilka miesięcy, by podcinać końcówki- zawsze prosiłam o ścięcie włosów do ramion i w takiej fryzurze chodziłam aż do liceum. A aż do czasów gimnazjum pozwalałam się babci czesać ;).
Gimnazjum
Przyszedł czas, gdy młoda dziewczyna ma masę kompleksów więc próbuje zmienić coś w swoim wyglądzie. Ścięcie nie wchodziło w grę a mama zabraniała się farbować- nawet nie było mowy o kilku pasemkach w okresie letnim! Postawiłam więc na kondycję i sama zaczęłam kupować sobie kosmetyki do włosów- bardzo mocno reklamowana była wtedy marka Sunsilk a że była w zasięgu moich kieszonkowych, to głównie na niej bazowałam. Stosowałam wtedy szampon i odżywkę, przy czym raz kupowałam odżywki do wpłukiwania, raz bez spłukiwania – w zależności od swojej fantazji- i tak pogubiłam się w tej pielęgnacji, że zaczęłam stosować odżywki do spłukiwania bez spłukiwania... Co więcej- dopiero koleżanka na III roku studiów (!!!) uświadomiła mi mój błąd!
Po kilku zużytych opakowaniach marki Sunsilk zmieniłam firmę na Niveę- zwłaszcza lubiłam serię Diamond Gloss, ponieważ po niej włosy bardzo ładnie się błyszczały. Kolejną ważna zmianą w okresie gimnazjum było to, że przestałam suszyć włosy suszarką- myłam je późnym popołudniem i zazwyczaj do wieczora zdążyły wyschnąć, chociaż zdarzało mi się iść spać w mokrych włosach- było to jednak sporadyczne, ponieważ nie spało mi się wygodnie na mokrej poduszce. Z dzieciństwa pozostał mi nawyk zaplatania włosów w luźny warkocz i do teraz jest to moja "fryzura do spania".
Pod koniec gimnazjum odkryłam prostownicę i to, jak ładnie moja twarz wygląda na tle prostych włosów- bardziej szczupło, mniej pyzato. Nic więc dziwnego, że sięgałam po prostownicę coraz częściej aż w końcu używałam jej codziennie- wtedy też zaczęłam chętniej nosić rozpuszczone włosy. Ponadto zdecydowałam się na zrobienie grzywki a w wakacje pomiędzy gimnazjum a liceum mama pozwoliła na zafarbowanie końcówek włosów (oczywiście pod kategorycznym nakazem ich ścięcia przed pójściem do szkoły)! Pobiegłam do fryzjera z wielkim entuzjazmem i opowiedziałam mu o wszystkich kolorach tęczy jakie chcę mieć na końcówkach włosów- fryzjer jednak ostudził mój zapał i słusznie polecił mi... rudości ;). Od tamtych rudych końcówek zaczęła się moja wielka miłość do tego koloru włosów.
Liceum
W okresie licealnym moja pielęgnacja włosów wciąż bazowała na szamponie i odżywce Nivea, którą niepoprawnie stosowałam (nie spłukiwałam jej, chociaż powinnam- nie robiłam tego świadomie), jednak moje włosy nie były oblepione. Wręcz zawsze miały lekką tendencję do puszenia się a odkąd zaczęłam stosować codziennie prostownicę, puszenie przybierało na intensyfikacji- zauważyłam także, że z falowanych włosów zaczęły robić się kręcone- teraz wiem, że było to efektem zniszczeń po prostownicy, jednak wtedy loki mi nie przeszkadzały- i tak je przecież prostowałam.
Jednak chcąc bardziej zadbać o pielęgnację, zaczęłam starać się o ochronę włosów przed wysoką temperaturą- po kilku miesiącach moja pielęgnacja przedstawiała się następująco:
1. Mycie włosów 1x szamponem Nivea
2. Aplikacja odżywki Nivea do spłukiwania lecz bez jej spłukania
3. Rozczesywanie włosów
4. Spray termoochronny Joanna
5. Brylantyna w wosku Joanna
6. Jedwab na końcówki Biosilk
Nie wiem, czy miałyście kiedyś styczność z brylantyną- to niemal wosk nakładany na włosy! Mimo tak bogatej i obciążającej pielęgnacji, włosy nie były sklejone ani postrączkowane- myślę, że aż taka warstwa kosmetyków musiała w dobrym stopniu chronić włosy przed wysoką temperaturą prostownicy, bo nie zauważyłam przerzedzenia ani łamliwości włosów- chociaż nie mogę powiedzieć, żeby prostownica była im całkowicie obojętna, w końcu kręciły się uporczywie oraz puszenie przybierało na sile. Jednak wyprostowane trzymały się nienagannie aż do drugiego dnia.
Włosy prostowałam codziennie, ponieważ po nocy spędzonej w warkoczu włosy się odkształcały- do teraz mam włosy podatne na stylizację. Nigdy jednak nie prostowałam ich gdy były mokre, nie suszyłam suszarką a także systematycznie podcinałam co kilka miesięcy. W liceum postanowiłam zapuszczać włosy- nie zainwestowałam jednak w żadne preparaty pobudzające wzrost włosa, ot, pozwoliłam im rosnąć.
Studia
Będąc na studiach niestety musiałam ograniczyć budżet kosmetyków do włosów, dlatego zamiast Nivea, kupowałam kosmetyki Ziaja- nie byłam jednak zadowolona z wyglądu moich włosów, więc sięgnęłam po dobrze mi znane szampony Barwa a następnie rekompensowałam włosom ten prosty szampon odżywką Nivea. Pozostała część pielęgnacji- termoochrona, brylantyna, jedwab, prostownica i brak suszenia włosów pozostawały bez zmian.
Będąc w połowie pierwszego roku moja współlokatorka przekonała mnie, że mam ładne naturalne loki i powinnam przestać prostować włosy. Doceniłam wtedy objętość i lekkość swoich włosów a ta rozmowa dodała mi takiej pewności siebie, że odstawiłam prostownicę z dnia na dzień a wraz z nią kosmetyki termoochronne. Pielęgnacja ograniczała się do szamponu Barwa ze skrzypem oraz odżywki Nivea stosowanej bez spłukiwania. W ten sposób zaoszczędziłam nie tylko pieniądze ale też czas rano- a wiadomo, że poranki studenckie są na wagę złota ;). Zapuściłam także grzywkę, ponieważ nie umiałam znaleźć fryzjera, który podciąłby ją tak, bym była zadowolona (na studia wyjechałam daleko i nie miałam już możliwości odwiedzać Pani Fryzjerki, która znała moją fryzurę niemal od dziecka).
Wciąż kusił mnie rudy kolor włosów, ale bałam się tak drastycznej zmiany koloru- nie byłam przekonana, czy kolor będzie mi pasował, ani też czy dogadam się z fryzjerem, o jaki odcień rudości mi chodzi- a zależało mi na naturalnym odcieniu a nie wściekłym pomarańczu. Miałam niestety wrażenie, że farby drogeryjne a nawet fryzjerskie, dają bardzo sztuczny efekt.
Postanowiłam spróbować czystą hennę khadi- fabowałam nią włosy kilkakrotnie, jednak na swoich jasnobrązowych włosach uzyskiwałam mahoniowy odcień czerwieni a nie rudości. Ponadto henna potęgowała puszenie się włosów i utrudniała ich rozczesywanie.
Zdjęcie z fleszem, stąd rudy połysk
W dniu umówionej wizyty wszystko przebiegło perfekcyjnie- stawiłam się przed czasem i czekając w poczekalni przeglądałam na ścianach dziesiątki zdjęć znanych gwiazd, aktorów i piosenkarek, które pod zdjęciem składały swój autograf z dopiskiem, że są zadowolone z wykonanej fryzury. Sam salon także mnie onieśmielił- przyzwyczajona do małego, wiejskiego saloniku, zachwyciłam się przeogromną ilością stanowisk fryzjerskich, samych fryzjerów, kosmetyków jak i klientów. Czułam, że trafiłam w dobre ręce.
Wywiad przebiegł pomyślnie- Pan Wirtuoz dokładnie obejrzał moje włosy po czym zapytał, co chciałabym mieć zrobione? Powiedziałam, że zapuszczam włosy, więc zależy mi jedynie na podcięciu końcówek (miałam już wtedy długość do talii!) ale za to chciałabym zaszaleć z kolorem i myślałam o rudościach. Opisałam też dokładnie kolor i zaznaczyłam, że zależy mi na uzyskaniu jak najbardziej naturalnego odcienia rudości, nie pomarańczu- zapytałam, czy mógłby mi pokazać wzornik kolorów, żebym mogła wskazać interesujący mnie odcień? Pan odmówił twierdząc, że to co we wzorniku różni się od tego, co wychodzi na włosach, ale rozumie, jaki odcień mnie interesuje. Być może ta odmowa powinna wzbudzić moje podejrzenie, jednak byłam podekscytowana wizją płomiennorudych włosów oraz przekonana, ze trafiłam na specjalistę!
Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam...
Włosowa tragedia
Dwa dni później stawiłam się ponownie w akademii "Berendowicz-Kublin", tym razem już na metamorfozę. Przed rozpoczęciem Pan Wirtuoz zaczął zmieniać koncepcję- przekonywał mnie do ścięcia włosów do ramion oraz na wykonanie grzywki. Zdezorientowana jego zachowaniem odmówiłam, bo nie tak się umawialiśmy i przypomniałam, że zależy mi na długości włosów. Zapytał, czy w takim razie może zrobić mi ombre? Byłam zdecydowana na zmianę koloru a że ombre dopiero zaczynało być modne, zgodziłam się pod jednym warunkiem- będzie wykonane w rudościach. Pan Wirtuoz zgodził się i przeszliśmy do działania. Najpierw zabrał mnie do pomieszczenia, gdzie wykonał farbowanie włosów (poza kamerą)- efekt bardzo mi się podobał mimo, iż nie spodziewałam się takiej zmiany! Od czubka głowy miałam bardzo ciemne, niemal czarne włosy z fioletowym połyskiem, ale na wysokości ramion przechodziły w ognistą rudość aż po same końce! Na włosach do talii efekt był niesamowity! Pomyślałam, że podcięcie końcówek to tylko formalność i już cieszyłam się z nowej fryzury.
Na cięcie przeszliśmy do osobnego pomieszczenia- studia zdjęciowego. Tam najpierw wykonano mi zdjęcia bez makijażu oraz bez stylizacji włosów a następnie Pani Wizażystka wykonała makijaż. Gdy już wyglądałam reprezentacyjnie zaproszono mnie przed kamerę- nie miałam więc przed sobą lustra i nie widziałam, co fryzjer wyczynia z moimi włosami. Akcja!
Pan Wirtuoz Włosa przeszedł do cięcia- usłyszałam pierwsze "ciach!" nożyczek a po chwili zauważyłam obok swoich stóp bardzo długie pasmo włosów... Zbyt długie...
Od razu zareagowałam i zapytałam, czy na pewno Pan Wirtuoz pamięta, że zapuszczam włosy? Uspokoił mnie mówiąc, że mocno cieniuje moje włosy, by nadać im lekkości i objętości, ale nie zmniejszy ich długości. Nawet Pan Operator Kamery przyjaźnie się uśmiechnął i powiedział, żebym była spokojna, ponieważ jestem w dobrych rękach a nawet on widzi, że wciąż mam długie włosy. Kontynuowaliśmy więc nagrywanie.
Po wykonaniu filmiku nadszedł czas na zdjęcia "po"- w tym celu miałam się przebrać. Poszłam do łazienki i dopiero tam w lustrze zobaczyłam swoje włosy... Aż teraz mi serce drży, gdy przypominam sobie tą chwilę.
Z przodu włosy ledwie sięgały ramion! Z tyłu głowy miałam pozostawione jedno długie pasmo włosów, które faktycznie sięgało talii- pozostała część była krzywo przycięta – i nie była to celowa asymetria! Pan Wirtuoz wystylizował moją fryzurę na wielkie fale- najwyraźniej próbował ukryć lub uratować tę nieszczęsną metamorfozę.
Z pięknego ombre, które miałam wcześniej, niewiele zostało- na tych krótkich włosach dominowała chłodna czerń z ledwie rudymi końcówkami. Całość prezentowała się bardzo mało atrakcyjnie- cera momentalnie poszarzała, fryzura wizualnie mnie przygniotła i wyglądałam na starszą niż jestem... Koszmar.
Stanęłam jednak na wysokości zadania, powstrzymałam łzy i zapozowałam do ostatnich zdjęć. Zaraz po ich skończeniu Pan Wirtuoz zapytał: "I jak się Pani podoba nowa fryzura?" - nie wytrzymałam, łzy popłynęły niczym grochy i powiedziałam, że fryzura kompletnie mi się nie podoba, jest za krótka i prosiłam, by nie obcinał mi włosów. "Przyzwyczai się Pani"- usłyszałam w odpowiedzi. Zrozpaczona wyszłam ze studia do recepcji, by wziąć kurtkę- nawet po minach Pań Recepcjonistek było widać zdziwienie i niedowierzanie na widok mojej fryzury.
Zdjęcie "przed" pokazuje moje włosy jedynie po koloryzacji. Zdjęcie "po" - zarówno po strzyżeniu jak i "stylizacji"- widzicie to gniazdo na czubku głowy?!
Długość włosów "do pasa" wg "Wirtuoza Włosa" z akademii Berendowicz-Kublin Katowice.
Film ze strzyżenia jest dostępny online- wersję skróconą można obejrzeć bezpłatnie, także wklejam zarówno dla zainteresowanych jak i dla tych, które zastanawiają się nad "metamorfozą": LINK
Do mieszkania dojechałam cała we łzach- dobrze, że akurat w ten dzień współlokatorzy kończyli zajęcia wieczorem. Płakałam i płakałam i płakałam. Nie mogłam patrzeć w lustro, bo za każdym razem lała się z nich jeszcze większa ilość łez, aż zaczęło być to po prostu bolesne- niewiele było w moim życiu takich momentów, żebym aż tak nie mogła się uspokoić. Poszłam pod prysznic- stwierdziłam, że muszę umyć włosy i zobaczyć, w jaki sposób będę je układać, jak spinać. Nawet pod prysznicem, myjąc te włosy, płakałam! Może to zabawne, przeżywać aż tak włosy, które przecież odrosną, ale wiedziałam już jedno- do balu magisterskiego nie uda mi się ich zapuścić do pasa a do tego dążyłam.
Dlaczego nie upomniałam się o poprawę cięcia lub odszkodowanie? Przed metamorfozą podpisałam umowę a sama metamorfoza nie była płatna. Sądziłam więc, że nic nie wskóram a poza tym, bałabym się wracać do tego fryzjera. Zresztą włosów by już nie dokleił...
Niestety nie posiadam innych zdjęć z tego okresu ponieważ skutecznie unikałam obiektywu. Chociaż na powyższych zdjęciach wydaje się, jakby większość fryzury była w rudościach, to był to efekt tylko po "nastroszeniu" włosów przez fryzjera. Po ich umyciu ukazała mi się smutna prawda...
Początkowo umówiłam się do innej fryzjerki na poprawę koloryzacji i cięcia- gdy mnie zobaczyła, stwierdziła że wyglądam tak, jakbym nieudolnie zapuszczała irokeza. Jednak gdy zbliżał się termin wizyty u nowej fryzjerki spanikowałam, że już nic z moich włosów nie zostanie- tym samym odwołałam wizytę.
Punkt zwrotny
Cała sytuacja z "Berendowicz-Kublin" pchnęła mnie do świadomego dbania o włosy- najpierw postanowiłam zawalczyć o przyrost za wszelką cenę: wróciłam do szamponu Nivea (podjęłam się dorywczej pracy, więc mogłam sobie pozwolić na takie szalone wydatki ;)), wciąż stosowałam odżywkę Nivea bez jej spłukania a do tego zakupiłam zestaw startowy włosomaniaczki chcącej zapuścić włosy- olej rycynowy i biotebal. Co wieczór chodziłam spać z mieszanką oleju rycynowego i żółtka jajka- mimo to miałam wrażenie, że włosy nie chciały rosnąć. Po odrośnie było widać, że włosy rosną, ale długość ani drgnęła- zapewne był to efekt cięcia degażówkami.
Byłam zdeterminowana do tego, by mieć rude włosy, dlatego kupowałam farby drogeryjne (najczęściej Joanna Naturia w odcieniu płomienna Iskra) i nakładałam na całą długość. Efekt był opłakany- do połowy głowy odrost łapał intensywną, rudą pomarańcz a pozostała część włosów była czarna- to chyba najgorsze możliwe połączenie kolorystyczne. Nie wiedziałam jednak, że drogeryjna farba nie zakryje czerni bez wcześniejszej dekoloryzacji. Po kilku miesiącach zabaw z drogeryjnymi farbami miałam włosy kompletnie zniszczone- suche, spuszone, matowe.
W tym okresie szczęśliwym trafem zmieniłam dwie rzeczy w pielęgnacji:
1. Wprowadziłam olejowanie włosów oliwką HIPP,
2. Poznałam dziewczynę, która była fryzjerką i widziałam, że faktycznie zna się na włosach- pozwoliłam jej więc przywrócić moje włosy do porządku.
Podczas pierwszej wizyty Fryzjerka wykonała dekoloryzację i tym samym pozbyła się czarnego pigmentu. Nałożyła farbę Oalia Montibello w odcieniu 7.44, która wciąż gości w mojej łazience (rozjaśniam nią odrost). Poprawiła także delikatnie cięcie- umówiłyśmy się, że będę przychodziła do niej co miesiąc na podcięcie końcówek i w ten sposób wyrównamy krzywe cieniowanie bez konieczności drastycznego cięcia podczas jednej wizyty- nie byłam gotowa na ponowne eksperymenty.
Efekt po pierwszej wizycie u Fryzjerki, która podjęła się doprowadzić moje włosy do ładu- od tamtej pory systematycznie wykonywałam zdjęcia i prowadziłam "aktualizację włosową".
Marzec 2014
Kwiecień 2014
Czerwiec 2014 - zdjęcie wykonane bez czesania na sucho, ponieważ wtedy wyglądały znośnie. Nie umiałam jednak przekonać się do nieczesania włosów i w którymś momencie dnia zawsze sięgałam po szczotkę.
Lipiec 2014
Wrzesień 2014
Styczeń 2015
Luty 2015
Również luty 2015, po dwóch tygodniach stosowania szamponu pszeniczno-owisanego Sylveco jako pierwszego naturalnego szamponu stosowanego systematycznie.
Marzec 2015- włosy bez rozczesania na sucho.
Czerwiec 2015 - totalne spuszenie włosów po miesięcznym stosowaniu oleju kokosowego. Początkowo dawał rewelacyjne efekty, dlatego gdy obserwowałam coraz mocniejsze puszenie się włosów, nie obwiniałam za to tego oleju.
Sierpień 2015- mimo zmiany oleju, włosy wciąż strasznie się puszyły, były matowe i suche.
W końcu stwierdziłam, że czerwień najwyraźniej nie jest moim kolorem- miałam już serdecznie dość wiecznie spuszonych włosów! W tym czasie wzdychałam do włosów dziewczyn z bloga SophieCzerymoja – obie autorki mają włosy niczym z reklamy a osiągnęły taki efekt głównie dzięki... hennie! Postanowiłam po raz ostatni poddać się drastycznej metamorfozie: tym razem u jeszcze innej fryzjerki ponieważ ta, do której chodziłam wcześniej, bardzo zmieniła swój stosunek do mnie- wytykała moją fascynację naturalnymi kosmetykami i uporczywie namawiała na kosmetyki fryzjerskie. A przecież już je przerabiałam i efektu nie było... Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno ta Fryzjerka wie, jak dbać i pielęgnować włosy? Czy na pewno dobrze dobiera oksydant, czy może robi to z przyzwyczajenia? Postanowiłam spróbować więc szczęścia u nowo poznanej Fryzjerki, która jednak wydawała się mieć większe pojęcie o włosach.
U niej poddałam się ponownej dekoloryzacji- czerwony pigment po piance Venita jest zmorą fryzjerów, na szczęście Fryzjerce udało się go wywabić. Zdecydowałam się na ombre, przy czym jego górna część miała być maksymalnie zbliżona do mojego naturalnego odcienia włosów, ponieważ zamierzałam je zapuszczać. Ombre przechodziło w rudość, którą zamierzałam poprawiań henną na wzór Moniki z SophieCzerymoja. Do koloryzacji został dodany bardzo modny Olaplex.
Ten zabieg również odbił się na kondycji moich włosów- były jeszcze w gorszym stanie a myślałam, że gorzej być nie może! Nie zamierzałam już więcej farbować włosów ani udawać się do fryzjera- w tym celu zakupiłam nożyczki fryzjerskie i by samodzielnie podcinać końcówki. Postanowiłam także zmienić całkowicie kosmetyki do pielęgnacji włosów- wyrzuciłam wszystkie nienaturalne kosmetyki jakie mi pozostały i uzupełniłam je kilkoma naturalnymi nowościami. I w ten sposób trafiłam na ulubieńców, których uporczywie trzymałam się kilka miesięcy (a w przypadku odżywki i szamponu- nawet kilkanaście!). Były to:
1. Szampon do włosów osłabionych i łamliwych, Eco Laboratorie, którym myłam włosy dwukrotnie
2. Maska jajeczna, Babuszka Agafia stosowana początkowo bez spłukiwania a następnie zgodnie z zaleceniami producenta- spłukując
3. Olejek wzmacniający, Babuszka Agafia
4. Henna khadi
Wrzesień 2015
Odkąd porzuciłam chemiczne farbowanie a także zmieniłam pielęgnację na całkowicie naturalną, stan moich włosów w końcu zaczął diametralnie się poprawiać! Już po kilku miesiącach prezentowały się następująco:
Luty 2016
Kwiecień 2016
Czerwiec 2016
Wrzesień 2016
Luty 2017- na tej części włosów, która była farbowana po raz pierwszy, wyraźnie widać zieloną poświatę.
Od roku farbuję włosy przy pomocy henny- początkowo używałam khadi, następnie zmieniłam na Swati (aktualnie marka zmieniła nazwę na "Sattva"). Rozrabiam ją z naparem z rumianku do konsystencji rzadkiego błota – mało atrakcyjne porównanie ale bardzo trafne ;). Hennę nakładam dokładnie na odrost a resztkę pozostałej henny przeciągam na długości włosów- w ten sposób uzyskując naturalnie wyglądające refleksy.
Kwiecień 2017
Powoli zaczęłam także wprowadzać nowe kosmetyki do włosów- wszystkie oczywiście naturalne! W końcu moje włosy są w dobrym stanie i – w przeciwieństwie do poprzednich doświadczeń- zmiana kosmetyków daje mniej lub bardziej, ale zawsze pozytywny, efekt! W końcu mogę cieszyć się pięknie wyglądającymi włosami bez potrzeby ich stylizacji. Ot, wystarczy umyć i jestem gotowa na wielkie wyjście! To duży komfort psychiczny gdy wiem, że niezależnie od sytuacji i pogody, moje włosy pozostają gładkie i lśniące.
Grudzień 2017
Aktualna pielęgnacja:
I. Szampon odżywczy Vianek stosowany 2x pod rząd,
II. Odżywce do włosów Biolaven, którą spłukuję,
III. Biofermencie z bambusa EcoSPA w ramach zabezpieczania końcówek włosów,
IV. Oleju kokosowym stosowanym przed każdym, lub co drugim myciem- w przeciwieństwie do efektu, jaki dał w czerwcu 2015r, aktualnie jest to mój ulubiony olej!
Do niedawna podcinałam włosy samodzielnie przy pomocy nożyczek fryzjerskich, jednak moje długie kosmyki mają teraz tendencję do tracenia objętości, dlatego zdecydowałam się na wizytę u profesjonalisty. Trafiłam na godną zaufania Panią Fryzjerkę, która lekko wycieniowała mi końcówki włosów, jednak w taki sposób, by nie wyglądały na przerzedzone. Dzięki temu subtelnemu cięciu fryzura zyskała całkiem inny wygląd! Systematycznie odświeżam cięcie oraz końcówki, jednak farbowanie pozostawiam w swoich rękach.
Równowaga PEH
W ciągu ostatnich kilku miesięcy bardzo doceniłam urozmaicanie pielęgnacji włosów przy pomocy PEH, czyli dostarczaniu włosom substancji z grup Protein, Emolientów i Humektantów. Wcześniej w obawie o pogorszenie stanu fryzury stosowałam minimalistyczną i sprawdzoną pielęgnację bazującą na emolientach (powyższe kosmetyki z listy). Włosy wyglądały bardzo dobrze, jednak postanowiłam wyciągnąć z nich jeszcze więcej! Tym samym zaczęłam częściej stosować humektantowy podkład pod olej przed myciem włosów- zazwyczaj żel aloesowy lub kwas hialuronowy. Jednocześnie zmieniłam szampon na taki z dodatkami protein pszenicy (dostępny na Ukrainie marki Yaka, jednak ze względu na jego brak dostępności w PL, czaję się na szampon wzmacniający z nowej, fioletowej serii do włosów firmy Vianek). Okazało się, że częstsze sięganie po humektanty i proteiny dało wymarzony efekt gładkiej tafli, który zamierzam utrzymać!
Równowaga PEH w pielęgnacji włosów- poradnik dla początkujących
Poza proteinami pszenicy obecnymi w aktualnie stosowanym szamponie, systematycznie 1x w miesiącu dodaję do odżywki czystą l-cysteinę. Działa ona na podobnej zasadzie jak Olaplex, ponieważ wbudowuje się we włos i tym samym "zastępuje" obecność pękniętych mostków dwusiarczkowych we włosie, swoimi. Jednak l-cysteina bardzo podnosi pH odżywki, do której jest dodawana, dlatego nie jest wskazane aplikować ją zbyt często. Pomijam także jej aplikację na skórę głowy a na długości trzymam ok. 20-30 minut.
L-cysteina jako naturalny Olaplex
Olejowanie włosów
Moje włosy zdecydowanie bardziej preferują maceraty ziół w olejach oraz mieszanki olejowe niż czyste oleje- nie dają one efektu "wow", ale jak najbardziej je stosuję, jeśli nie mam nic lepszego pod ręką. Oleje nie tylko odżywiają włos ale także chronią go przed zbyt agresywnym działaniem substancji myjących z szamponów (mimo iż stosuję szampony na bazie delikatnych substancji myjących to mam na uwadze, że włosy na długości nie wymagają tak częstego mycia jak włosy u nasady, nie przetłuszczają się a za to częściej ocierają (np. o szalik) i tym samym są bardziej podatne na urazy).
Olejowanie włosów- Kompendium Wiedzy
Zdecydowanie najlepsze efekty na włosach obserwowałam po: olejku na porost włosów Babuszki Agafii (stosowałam go także na długości), olejku wzmacniającym Babuszki Agafii, oleju Sesa, odżywczym olejku do włosów Vianek. Stosowałam także czyste, pojedyncze oleje i masła – całkiem ładne efekty dawało masło awokado, olej z czarnuszki, musztardowy i pestek winogron - jednak najlepsze rezultaty widzę po oleju kokosowym!
Co ciekawe, pierwszą próbę stosowania oleju kokosowego podjęłam już podczas pierwszych eksperymentów z olejowaniem (czerwiec 2015)- miałam wtenczas włosy wysokoporowate i olej kokosowy dodatkowo uwydatnił ich złą kondycję. Chociaż po kilku pierwszych użyciach ładnie dyscyplinował włosy, przez co byłam bardzo zmotywowana do jego stosowania, to jednak przy długotrwałym stosowaniu włosy stały się spuszone i matowe. Dzieje się tak, ponieważ niewielkie cząsteczki oleju kokosowego wnikają pod otwartą łuskę włosa i tym samym uniemożliwiają jej domknięcie. Z tegoż samego powodu olej kokosowy tak bardzo pasuje mi aktualnie- na włosach mających domknięte łuski niewiele olejów ma szansę odżywić taki rodzaj włosa, zazwyczaj pokrywają jedynie jego powierzchnię. Natomiast niewielkie cząsteczki oleju kokosowego umożliwiają przeniknięcie nawet pod domkniętą łuską włosa i jego odżywienie oraz wzmocnienie. Już po pierwszym użyciu oleju kokosowego zauważyłam znaczne nabłyszczenie i zdyscyplinowanie włosów, jednak bez efektu nadmiernego obciążenia kosmyków. Po umyciu włosy wciąż posiadają charakterystyczną lekkość, sprężystość i objętość.
Rozczarowaniem okazał się dla mnie olej lniany- jest zdecydowanie zbyt mocno obciążający, przez co moje włosy zaczynają się strączkować i tracą odbicie od nasady. Podobny efekt uzyskiwałam nawet mając włosy wysokoporowate, dla których olej ten jest dedykowany- ale cóż, ile włosów, tyle przypadków!
Olejem, który zachwycił mnie szybkością swojego działania był odżywczy olejek do włosów Vianek- już po pierwszym użyciu widoczne było wygładzenie i nabłyszczenie włosa (a przypominam, że na efekty olejowania należy poczekać, czasem bardzo długo- jak widzicie, moja droga do pięknych włosów trwała aż 4 lata! Dlatego zachęcam do bycia wytrwałą, bo warto!). Co więcej- nie tylko ja obserwuję natychmiastowe działanie olejku Vianek- jeśli czytałyście historię Magdaleny to zapewne pamiętacie, że również wspominała o tym efekcie:
"Wasze Historie"- historia Magdaleny
Pobudzenie wzrostu włosów
Chociaż moim pierwotnym celem był szybki przyrost włosów, to w pewnym momencie włosomaniactwo weszło na stałe do mojego planu pielęgnacji. Kiedy najbardziej zależało mi na zapuszczeniu włosów, tuż po nieszczęśliwej metamorfozie, jak na złość włosy nie chciały rosnąć! Aktualnie bardziej zwracam uwagę na ich możliwe zagęszczenie (oczywiście w granicach możliwości genetycznych- warto jednak walczyć o każdy babyhair!) oraz ogólną kondycję niż przyrost, jednak w toku swojego włosomaniactwa wypróbowałam kilka znanych wcierek:
1. Jantar- dawała bardzo dobre efekty zarówno w kwestii przyrostu włosów jak i ilości babyhair, jednak stosowana dłużej niż miesiąc przyspieszała przetłuszczanie się skóry głowy. Nie posiada jednak całkowicie naturalnego składu, dlatego postanowiłam zmienić ją na bezpieczniejszy kosmetyk.
2. Wcierka Babuszki Agafii – nieznacznie ale widocznie pobudzała wzrost włosów, nie zauważyłam po niej znacznego zwiększenia ilości babyhair,
3. Napar z kozieradki – daje efekty porównywalne z Jantarem, wysyp babyhair oraz przyrost włosów zdecydowanie zauważalny i satysfakcjonujący, nie przyspieszyła przetłuszczania włosów,
4. Normalizujący tonik-wcierka do skóry głowy, Vianek – ten produkt dał u mnie najbardziej spektakularne efekty w kwestii babyhair! Pojawiło się ich całe mnóstwo aż mogłam zaczesać je niczym grzywkę. Nie zauważyłam za to znaczącego przyrostu włosów na długości.
Zdarza mi się wcierać olej w skórę głowy, jednak nie wykonuję tego systematycznie, ponieważ olej na skórze głowy nie powinien pozostawiać dłużej niż przez 30 minut. Stwarza to ryzyko czopowania mieszków włosowych, ich niedotlenienia a tym samym- osłabienia i wypadania włosów. Natomiast nałożone oleje na długości włosa trzymam kilka godzin (np. idąc do pracy lub na siłownię).
Podsumowując:
Moje początki świadomej pielęgnacji były bardzo trudne- mimo stosowania przeróżnych kosmetyków, systematycznego olejowania, podcinania, braku stylizacji na gorąco i bogatej pielęgnacji, moje włosy wyglądały bardzo nieestetycznie i aż ciężko było uwierzyć, ile czasu poświęcałam na ich pielęgnację. Frustrujący był brak jakichkolwiek efektów przed ok. 2 lata świadomej pielęgnacji! Dopiero rezygnacja z comiesięcznego farbowania włosów farbami chemicznymi pomogła mi uzyskać pierwsze efekty. Zmiana farby chemicznej na hennę przyczyniła się nie tylko do poprawy kondycji włosa ale także umożliwiła mi uzyskanie pożądanego, naturalnie wyglądającego odcienia rudości.
Kolejnym krokiem milowym w pielęgnacji było wdrożenie pielęgnacji PEH, dzięki której włosy wyglądają nienagannie niezależnie od warunków atmosferycznych oraz zastosowanych kosmetyków, które chętnie zmieniam w poszukiwaniu ideałów!
Pielęgnację opieram tylko i wyłącznie na kosmetykach naturalnych, żaden ze stosowanych przeze mnie preparatów nie zawiera silikonów a mimo to udało mi się osiągnąć efekt gładkiej tafli na włosach.
Mam nadzieję, że moja włosowa historia będzie dla Was motywacją w walce o piękne włosy! Ufam, że te z Was, które zastanawiają się, czy pielęgnacja włosów bez silikonów jest w stanie przynieść zadowalający efekt przekonają się, że istnieją ich naturalne zamienniki, równie skuteczne a jednocześnie nie szkodzące środowisku ani fryzurze!
Koniecznie dajcie znać, jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów, czy stosujecie naturalne kosmetyki? Jakie są Wasze doświadczenia?
Możecie również wysyłać mi swoje historie na meila: kosmetologia-naturalnie@wp.pl - najciekawsze zostaną opublikowane, by być inspiracją i wsparciem dla pozostałych Czytelniczek!
Pozdrawiam serdecznie!
Świetna i bardzo obszerna historia ;) Ja polepszenie stanu włosów po zmianie pielęgnacji na naturalna widziałam praktycznie od razu, bardzo szybko włosy stały się ładne i zdrowe, za to od kilku lat mam mniej czasu na bogatą pielęgnację i nie potrafię ich doprowadzić do tak idealnego stanu jak to było kiedyś :( Mam wrażenie że żaden olej, żadna maseczka nie są w stanie ich wystarczająco odciążyć.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żebyś znalazła ideały! :D
UsuńJakie piękne masz teraz włosy ;o
OdpowiedzUsuńAle Pan Wirtuoz Włosa to zwyczajna świnia.
Dziękuję!
UsuńNie zaprzeczę :P
bardzo fajnie się czytało, aż wczułam się jakbym sama była właścicielką włosów i masz naprawdę piękne włosy teraz. Taki kolor mnie też ciągnie jednak jestem zbyt mało systematyczna na posiadanie takieo. Czy pisałaś może post o samodzielnym podcinaniu koncówek? widzę że moje włosy wymaają podcięcia ale ponieważ mam własne złe doświadzcenia z fryzjerami chciałabym w miarę możlwiości podciąć je sama. Będę wdzięczna za wskazówki. Pozdrawiam : )
OdpowiedzUsuńKupiłam nożyczki fryzjerskie w Rossmannie. Włosy dzielę na dwie równe części z przedziałkiem po środku głowy- od czubka aż do potylicy. Związuję je pod brodą i przycinam na równo - na YT jest masa filmików, to najprostsza metoda ;)
UsuńObszerna historia, ale pokazuje prawdę, ile przeszłaś, by osiągnąć taki efekt, jaki chciałaś ;) Super!
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńAgnieszko jestem pod wrażeniem Twoich efektów :) masz piękne gładkie włosy i super kolor. Zwłaszcza że były kręcone i puszące się. Takie metamorfozy ogromnie mnie motywują do świadomego włosomaniactwa ;) bo pokazują jak wiele można osiągnąć prawidłową pielęgnacją. Tego "wirtuoza" od włosów to chyba bym udusiła za takie coś... wrrr.
OdpowiedzUsuńCzy za każdym razem jak hennujesz włosy to farbujesz odrost farba chemiczną? pytam z ciekawości bo mam z tym ogromny problem. Też hennuję włosy na rudo-czerwono ale odrost niestety jest coraz ciemniejszy a taki efekt ombre jakoś nie bardzo mi się podoba. Pozdrawiam. Anka
Odrost farbuję chemią dopiero, gdy staje się bardzo widoczny a więc ok. co 2-3 miesiące :)
UsuńPiękne masz teraz te włosy! Współczuje nieudanej metamorfozy, niestety tez przeżyłam fryzjerską traumę i od ponad 2 lat nie byłam u fryzjera, bo zwyczajnie się boję. Zachęciłaś mnie do henny, zdecydowanie muszę spróbować, zwłaszcza, że reszta kosmetyków już w pełni naturalna. Zastanawia mnie to, co napisałaś o olejowaniu skóry głowy, ponieważ od niedawna nakładam olej również na skalp. Pomimo używania delikatnych szamponów i wcierek nadal mam spory problem z podrażnioną skórą głowy, a jedyny produkt, który działa jest za drogi eh. Od wakacji, za Twoją namową, używam olejów do twarzy na noc i widzę poprawę (rzeczywiście buzia mniej się poci i rzadko bywa mokra zaraz po nałożeniu kremu) i szukając nowych olejów często spotykałam w ich opisie, że sprawdzają się na podrażnioną skórę głowy. W tej chwili używam kuracji z Zapachu Ciszy (oliwa z oliwek, liść pokrzywy, ziele skrzypu, korzeń łopianu, kłaczę tataraku, owoc jałowca, witamina E), którą trzeba trzymać na głowie minimum 1h. Agnieszko podpowiedz czy taka forma (oliwkowo-ziołowa) może być trzymana dłużej niż 30 minut? A może znasz jakieś inne zioła/ kosmetyki pomagające na podrażnioną i swędząca skórę głowy? Po wcierce z Vianka jest trochę lepiej, ale szukam czegoś bardziej kojącego.
OdpowiedzUsuńJeśli nie obserwujesz u siebie wzmożonego wypadania włosów, to możesz trzymać dłużej ;) Gdybyś jednak zaobserwowała niepokojące zmiany, zredukuj długość trzymania oleju do 30 minut :)
UsuńA próbowałaś stosować kozieradkę? Ona oprócz właściwości pobudzających wzrost włosa, dobrze łagodzi i działa kojąco :)
Przygoda z kozieradką skończyła się dosyć szybko, ze względu na jej zapach :/
UsuńGratuluję efektu, jest cudnie :)
OdpowiedzUsuńArnika
Dziękuję :D
UsuńAle sie zaczytalam, wciągnelo jak dobra książka:) Spektakularna metamorfoza, masz teraz naprawdę piękne wlosy:) Nie mam w ogóle zaufania do fryzjerów i widzę, że na swojej drodze też spotkałaś kilka "fenomenów". Wszyscy uparcie trzymaja sie salonowej pielęgnacji - szkoda, że to g***o daje
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, skąd bierze się takie podejście fryzjerów, ich upór i brak chęci kształcenia.
UsuńCiekawa historia. Ja dałam sobie tylko raz w życiu skrócić włosy do ramion, gdzieś na początku podstawówki, efekt mi się nie podobał i stwierdziłam, że więcej się na to nie piszę. Mam prawie 25 lat i u fryzjera byłam 2 razy w życiu. Mając jakieś 10 lat zaczęłam sama obcinać włosy i nigdy efekt nie był zły, chociaż na początku super też nie było. Pod koniec gimnazjum poszłam wspólnie z koleżanką do fryzjera się obciąć, nie miałam konkretnego pomysłu, a wtedy modne było mocne cieniowanie i poszło. Obstawiam, że podobne do Twojego u "wirtuoza", z tym, że u mnie efekt nie był zły bo pojawiły się ładne loki, ale też nie podobało mi się to, że tak mało zostało tych najdłuższych pasm. Moje włosy raczej nigdy się nie puszyły, za to szybko się przetłuszczają i problem z łupieżem też od dawna powraca co jakiś czas. Staram się teraz raczej korzystać z naturalnych kosmetyków od jakichś 2 lat i wreszcie udało mi się zapuścić włosy dłuższe niż do tali, wcześniej tego pułapu nie mogłam przekroczyć, bo przy zwykłych kosmetykach końcówki trzeba częściej podcinać. Ale jak do tej pory nigdy z wciętej nie korzystałam i zastanawiam się czy przy tłustej skórze to będzie dobre rozwiązanie? Warto spróbować tej ścierki z Vianka mimo wszystko?
OdpowiedzUsuńWarto! Ona także normalizuje skórę głowy, więc sądzę, że może spisać się u Ciebie :D
UsuńWuaaaa masz teraz przepiękne włosy! <3 Współczuje tej przykrej przygody z nieszczęsnym wirtuozem ;o Z pewnością wiele się nacierpiałaś, ale z dwojga złego nauczyłaś się wiele i teraz cieszysz się piękną czuprynką! <3
OdpowiedzUsuńMając 12 lat fryzjerka podcinała mi grzywkę. Też "tylko końcówki. Miałam piękną długą grzywę, zaczesywaną na bok (taka była moda), a wyszłam od fryzjera z grzywką ściętą na prosto na czole. Pani stwierdziła, że "tak mi ładniej". Dopóki włosy mi nie odrosły nie rozstawałam się z czapką ;D
Pozdrawiam !
Nie rozumiem, dlaczego niektórzy fryzjerzy za wszelką cenę robią fryzury, jakie im się podobają zamiast tych, w których klientki podobają się sobie :P
UsuńAleż historia :) moja włosowa z czasów dziecięcych jest identyczna. Babcia czesząca codziennie rano, z kubkiem wody w ręce, żeby zamaczać grzebień, bo nie szło rozczesać:D Nie wiem czym myłam włosy jako dziecko, ale pamiętam że nie było to częściej jak raz w tygodniu. Oczywiście też miałam ścięte do ramion po komunii i w zasadzie niegdy nie miałam potem dłuższych włosów niż do łopatki. Teraz zapuszczam, bo nie wiem czy jeszcze kiedyś mi się uda. Farbowanie zaczęłam dopiero po 30. Ombre,dlatego mam końce bardziej suche. Ale nie wiem czy będę jeszcze farbować, póki nie mam siwych, szkoda mi włosów. Tez mam problem ze skórą głowy. Mimo używania naturalnych kosmetyków skóra lubi się wysuszyć i podrażnić. A włosy mam szybko przetłuszczające się. Nie stosuję żadnych kosmetyków do stylizacji ani silikonów. Olej kładę 2-3 razy w tyg, różne. Efekty są na razie słabe, ale nie zniechęcam się. Z czasem na pewno znajdę pielęgnację odpowiednią dla moich włosów.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie mocno kciuki! :D
UsuńBerendowicz-Kublin to jakaś pomyłka. Na grupach uczelni ciągle ogłaszają się, że szukają studentów do metamorfoz. Żałosne praktyki. :<
OdpowiedzUsuńŻyczę, żeby nikt nie wyszedł już z tego salonu z taką fryzurą, jak moja :P Nieważne, czy od studenta, czy od "Wirtuoza Włosa" :P
UsuńCiekawy post ! Moim zdaniem miałaś piękne, gęste i zdrowe włosy jako dziecko, więc i dobre włosowe geny. Włosy zniszczyłaś sobie na własne życzenie (zazwyczaj tak się kończą darmowe metamorfozy czy to jeśli chodzi o włosy, sztuczne rzęsy czy makijaż permanentny....) ale pewnie gdybyś ich nie zniszczyła to być się nie zainteresowała pielęgnacją. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Moim zdaniem najlepsza jest pielęgnacja mieszana - należy czerpać z matki natury jak i laboratoriów chemicznych i metodą prób i błędów wybierać to, co dla nas najlepsze. Nie podoba mi się agresywny nurt naturalnej pielęgnacji, polegający na bezrefleksyjnym wychwalaniu eko- kosmetyków i pogardliwym określaniu wszystkiego innego "chemią". Ale każdy żyje wg własnej filozofii.
OdpowiedzUsuńCo do twoich włosów - stosowałaś oliwę z oliwek, olej z wiesiołka i awokado ? Wydaje mi się, że powinny sprawdzić się na twoich włosach bardzo dobrze. Polecam też szukanie fryzjerów, którzy korzystają z kosmetyków np. firmy davines. Co prawda nie jest to tanie ale za jakość trzeba płacić :-)
Pozdrawiam i życzę samych sukcesów w pielęgnacji włosów, M
Mam nadzieję, że nie uważasz mój blog za promujący "agresywny nurt naturalnej pielęgnacji"- w końcu opisuję bardzo rzetelnie wiele substancji chemicznych i biorę pod uwagę aktualne badania naukowe :) Nie narzucam nikomu swojego toku rozumowania czy sposobu pielęgnacji, ale jeśli ktoś jest zdecydowany na całkowitą zmianę kosmetyków na naturalne, zawsze znajdzie u mnie pomoc :)
UsuńAni oliwa, ani wiesiołek ani awokado nie dały u mnie efektu wow, ale próbowałam ;)
Co do fryzjerów- zostanę przy jednej fryzjerce, która na razie wie, co to znaczy "podciąć końcówki" :D
Agnieszko, dzięki Tobie zaczęłam używać naturalnych kosmetyków, także do włosów. Już po pierwszych myciach widzę różnicę- nie puszą się tak bardzo i wierzę że będzie lepiej, bo jeszcze wielu zalecanych przez Ciebie składników pielegnacji nie wprowadziłem. Niestety farbuje włosy na bardzo jasny blond i używam farb chemicznych. Czy są jakieś bezpieczne farby , których mogłabym używać aby osiągnąć taki kolor?
OdpowiedzUsuńNiestety, nie istnieją farby całkowicie naturalne, które mogłyby znacznie rozjaśnić włos- dlatego też sama muszę rozjaśniać odrost farbą, by później uzyskać pożądany efekt rudości po hennie ;)
UsuńAgnieszko, radziłam się już Ciebie względem pielęgnacji cery nastolatki- dziękuję za poradę, wszystko wprowadziłam- efekty już są! A teraz, proszę, poradź jakiego używać szamponu do przetłuszczających się włosów nastolatki? Teraz testujemy normalizujacy Vianka,ale nie spełnia zadania- włosy na drugi dzień są już tłuste.
OdpowiedzUsuńTwoje są piękne i dążymy z zapałem do osiągnięcia takich rezultatów :-) Iza
Przetłuszczanie się skóry głowy u nastolatki jest winą buzujących hormonów- mimo stosowania kosmetyków, efekt wciąż będzie występował :(
UsuńZwróćcie uwagę, by stosowane szampony były delikatne, nie podrażniały skóry głowy- mogą być wtedy stosowane nawet codziennie.
Vianek normalizujący jest ok, warto zerknąć także na markę Eco Laboratorie :)
Agnieszko, bardzo zaskoczył nie ten wpis. Masz piękne włosy, nie przypuszczałam, że mogłaś mieć z nimi wcześniej tyle kłopotów. Cieszę się bardzo, że odkryłaś naturalną pielęgnację, że ona daje takie świetne efekty i że dzielisz się własnymi doświadczeniami i wiedzą, ja z wdzięczności korzystam!
OdpowiedzUsuńI muszę powiedzieć, że ostatnio pojawiają się bardzo fajne wpisy i że pojawiają się bardzo regularnie, to naprawdę super :)
Przy okazji chciałam zapytać Cię o zdanie o nowych (a przynajmniej chyba wcześniej nie dostępnych w Polsce) kremach Eco Laboratorie. Wart się zainteresować, czy może to nic szczególnego?
https://lawendowaszafa24.pl/pl/p/Odzywczy-krem-do-twarzy-kompleks-olejkow%2C-roslinne-proteiny%2C-organiczny-ekstrakt-passiflory-50ml-ECO-Laboratorie/5181
https://lawendowaszafa24.pl/pl/p/Krem-KOMFORT-do-twarzy-i-szyi-aktywny-lifting-kompleks-BIO-LIFTING%2C-organiczny-ekstrakt-aceroli%2C-witaminy-50ml-ECO-Laboratorie/5180
https://lawendowaszafa24.pl/pl/p/Odbudowujacy-krem-do-twarzy-OCHRONA-UVAUVB-I-NAWILZENIE-SPF-30-organiczny-olej-kamelii-japonskiej-%2C-kompleks-Perfekt-Skin-50ml-ECO-Laboratorie/5182
Pozdrawiam serdecznie, Marta
Cieszę się, że ostatnie wpisy przypadły Ci do gustu :D Mam nadzieję, że wciąż będę Cię zaskakiwać a blog będzie dla Ciebie pomocny :D
UsuńCiekawe są te kremy- 1 i 2 mają wzorowe składy, ale 3 ma Sodium Polyacrylate - z tego może wytrącać się akrylamid, który ma potwierdzone działanie rakotwórcze =(
Oj ten wirtuoz to grubo przesadził, osobiście bym go chyba zabiła na miejscu :( Twoje włosy wyglądają teraz pięknie:)
OdpowiedzUsuńNie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :D Dziękuję! :D
UsuńByłam w akademii "Berendowicz-Kublin.Jednym słowem porażka i to ich bezczelne czekanie na napiwek.
OdpowiedzUsuńA w jakim mieście byłaś? :)
Usuńbędzie post o denku z grudnia? :)
OdpowiedzUsuńOczywiście! :D
UsuńAgnieszko, jesteś w stanie powiedzieć coś o składach nowej serii ecolabu do pielęgnacji twarzy?
OdpowiedzUsuńhttps://www.naturealne.pl/nowe-produkty
Bardzo ciekawe, z chęcią coś przetestuję ;)
UsuńAgnieszko Twoje włosy wyglądają teraz super ! trafiłaś w najlepsze ręce - bo swoje własne ;)
OdpowiedzUsuńAga - mam też do Ciebie pytanie , - myślisz, że mogłabym połączyć jedną kapsułkę węgla aktywnego a właściwie jej zawartoś z pudrem myjącym albo peelingiem w proszku od Make me bio ? pozdrowienia ! Anka
Jak najbardziej, śmiało! ;)
UsuńDziękuję :D
Część :D mam 3 pytania :)
OdpowiedzUsuń1. Co u Ciebie powodowało używanie toników z detergentami w składzie?
2. Czy sylveco/vianek ma tonik bez detergentów?
3. Czy woda różana MMB pozostawia na twarzy jakiś wyczuwalny film?
1. Cera początkowo staje się bardziej reaktywna i zaczerwieniona a w kolejnych dniach pojawiają się drobne wypryski. Stosowanie dalsze nasila te problemy aż do tego stopnia, że rumień ciężko ukryć podkładem.
Usuń2. Niestety nie, ale kto wie, może w przyszłości się to zmieni ;)
3. Nie, ani woda różana MMB ani żaden hydrolat nie pozostawiają wyczuwalnego filmu :)
Ojjj też chodziłam na te metamorfozy.. tylko, że ja wpadałam w mniej "profesjonalne" ręce, bo jako królik doświadczalny dla studentów... Zawsze wracałam z postrzępioną fryzurą, no ale taka była wtedy moda... Potem jakiś czas przestałam tam chodzić i udało mi się zapuścić do/ponad łopatki (nie pamiętam dokładnie), a pech chciał, że towarzyszyłam przyjaciółce i też się skusiłam na cięcie. Pani w recepcji zapewniała, że się dogadamy i wiele mi nie zetną (to był mój warunek). Gdy przyszło co do czego podpisałam oświadczenie i wpłaciłam 5 zł (kiedyś było za darmo^^), twardo negocjowałam, że maksymalnie mogą obciąć mnie 5 cm.... zleciały się do mnie dwie nauczycielki + student i wszyscy zaczęli mnie namawiać na radykalne cięcie "Takie długie włosy są brzydkie i bez wyrazu" "trzeba nadać im objetość przez cieniowanie", "takie długie włosy są okropne, wyglądasz jak rosyjska księżniczka..." Moim kompromisem który im zaoferowałam była delikatna grzywka na bok i wycieniowanie przy twarzy, ale to też było dla nich za mało "Masz za pyzatą twarz" (pyzata twarz to ostatnie co można o mnie powiedzieć przy mojej niedowadza :D)... W końcu zrezygnowana studentka obcinała przy pomrukiwaniach swoich i nauczycielek, że jak chciałam sobie podciąć końcówki to trzeba było na salon pójść, a nie do studentów... W końcu obcięła więcej niż tego chciałam ja, ale zapewnie mniej niż ona sobie zaplanowała, bo ja stale przypominałam, że chcę długie włosy. Pożegnałyśmy się w bardzo niemiłej atmosferze i z tego co pamiętam to ona na odchodne coś gadała i prychała na mnie pod nosem..:D To był ostatn raz kiedy tam byłam. Musiałam się zwierzyć, bo Twoja historia była bardzo bliska mojej (moja nie tak drastyczna), czułam całym sercem, a filmik.... jejku wygląda jakbyś miała zaraz wybuchnąć płaczem :(...Smutne... Potrafię sobie wyobrazić co czułaś, a byłaś bardzo dzielna. Po czasie ta moja historia bardziej mnie śmieszy niż smuci... to co sie tam naoglądałam... studentce wkręcił się długi włos klientki w tył suszarki.. po krótkiej próbie wyciągnięcia obcięła spory kosmyk tak na ok. 5 cm przy skórze, przy włosach do łopatek.... Także mnie już nic nie zdziwi :D:P
OdpowiedzUsuńMasakra, skąd się tacy ludzie biorą? Nie rozumiem też tej manii u fryzjerów na cięcie, jak najkrótsze.
UsuńW mojej opinii długie włosy nadają kobiecie piękna, subtelności, seksapilu. Można wyczarować z nich tysiące upięć i nigdy nie wygląda się nudno!
Wolę być "rosyjską księżniczką", niż po raz kolejny udać się na "metamorfozę" :P
Agnieszko, mam do Ciebie pewną prośbę, otóż , czy pomogłabyś mi przeanalizować skład jednego z kremów ? Kremu używam już prawie dwa miesiące i teoretycznie sprawdza się u mnie, jestem zadowolona , ale mimo to wciąż mam wątpliwości, czy sprawuje się dobrze pod względem nawilżenia, ponieważ jest to krem typowo kojący ( mam cerę mieszaną w stronę suchej, do tego jest wrażliwa i cienka ), krem nie jest tłusty, nie przetłuszcza cery, wchłania się bardzo dobrze i rzeczywiście koi, ale mimo to wciąż pojawiają się na mojej skórze drobne niedoskonałości i od dłuższego czasu nie mogę dobrać sobie odpowiedniego kremu, a boję się, że jeśli krem nie będzie ciężki to może mi tą skórę odwadniać ( stąd możliwe wypryski ) . Czy mogłabyś w związku z tym zerknąć na skład ? może na jego podstawie będziesz w stanie ocenić, czy rzeczywiście krem jest w stanie nie tylko ukoić ale także odpowiednio nawilżyć , bez obciążania albo w drugą stronę bez odwadniania skóry ? Skład ma taki :
OdpowiedzUsuńINCI
Aqua, *Aloe barbadensis (Aloe vera), *Helianthus annuus (Sunflower oil), sodium stearoyl lactylate (vegetable emulsifier), *Persea gratissima (Avocado oil), *STELLARIA MEDIA (Chickweed) extract, *Carthamus tinctorius (Safflower oil), glycerine, glyceryl stearate, cetyl alcohol (vegetable emulsifiers), *ethanol (ethyl alcohol), lactic acid, *CALENDULA OFFICINALIS, *Althaea officinalis (Marshmallow root), SANTALUM ALBUM OIL( essential oil). *Rosmarinus officinalis (Rosemary extract), *CITRUS NOBILIS Mandarin essential oil), *Cananga odorata (Ylang ylang essential oil), phenoxyethanol, benzyl alcohol, potassium sorbate, tocopherol (Mild preservative system), *d-limonene, *linalool (Last 2 essential oils ingredients). Made with 76% organically grown/produced ingredients (asterisked)
Wcześniej używałam kremu intensywnie nawilżającego od Bio IQ i okropnie przetłuszczał mi cerę :O która na co dzień prawie się nie przetłuszcza :( Pomożesz mi ? usiłuję znaleźć dla siebie odpowiednią pielęgnację i sprawdzić co dokładnie mi służy a co wręcz odwrotnie . Z góry bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas - pozdrawiam, Halina
Zwróć uwagę, że ten krem ma etanol- to właśnie jego obwiniałabym za wypryski. Wszystko co powinnaś wiedzieć o rodzajach alkoholi:
Usuńhttp://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2016/03/alkohol-w-kosmetykach-czy-kazdy-ma.html
kurczę...widziałam ten etanol w składzie , ale sądziłam, że obok lactic acid pełni funkcję konserwantu albo czegoś co pozwala zmieszać wyciągi z roślin, zwłaszcza, że firma promowana jest jako stricte naturalna i lecznicza :( Krem z powyższym składem to dokładnie ten gagatek :
Usuńhttps://iwos.pl/krem-na-dzie/112-krem-do-twarzy-z-gwiazdnica-herbfarmacy.html
Agnieszko ! to jeszcze raz ja. Sprawdziłam dokładnie skład kremu na stronie producenta Herbfarmacy i na pudełku od kremu, który posiadam i w obu źródłach widnieje nie ethanol a phenoxyethanol - czy według Ciebie zmienia to postać rzeczy ??? Czy też nadal podtrzymujesz swoje zdanie, że jest to składnik, który przyczynia się do odwodnienia mojej cery ?
UsuńDodam tylko, że w przypadku wcześniejszego kremu nawilżającego polskiej marki Bio IQ miałam niestety albo większe zmiany na twarzy albo takie same jak teraz + w przypadku Bio IQ ogromne przetłuszczenie twarzy, stąd moje dalsze poszukiwania i wciąż się nie poddaję :)
Zwróć uwagę, że w składzie, który wkleiłaś, jest zarówno fenoksyetanol jak i etanol :)
UsuńTrzymam kciuki za dalsze poszukiwania ideału! :D
A ja tu się muszę głośno odezwać - dlaczego nie pielęgnujesz włosów jak kręcone? Twoja tafla wyraźnie pokazuje moc falowanych włosów. Teraz jak patrzę na te wszystkie zdjęcia, wydaje mi się, że mamy mega podobne włosy. Moją historię znajdziesz na blogu i zapraszam, ale najbardziej nie mogę przeboleć, że masz takie fale (a gdzieś tam wcześniej po drodze i loki) i nie pozwalasz im się prezentować :(
OdpowiedzUsuńMoże to tak wyglądać, jakbym nie czytała posta czy coś, ale ogólnie ja mam mega okrągłą, kwadratową głowę, a przy długich pasmach z przodu i fale działają "wysmuklająco". Moje uczesane w dobrym momencie też się nie puszą i umieją być prawie proste, ale proste włosy może mieć każdy i to mnie trochę bardziej przekonuje do ugniatania :D
UsuńMoje włosy to jakieś pseudofale- one się kręcą tylko wtedy, gdy są zniszczone :D Jakakolwiek próba wydobycia skrętu kończy się smętnie zwisającymi, pogniecionymi i absolutnie źle wyglądającymi kosmykami :D
UsuńTeż nie raz chodziło mi po głowie, że może mam włosy kręcone? Próbowałam różnych metod i zawsze kończyło się to fiaskiem. Nie są to włosy idealnie proste ani niskoporowate, jednak kręcić się także nie chcą - na co zapewne liczył Pan od metamorfoz :D
No tak, pseudofale ostatnio też mi towarzyszą xD Na cieniowanie zatem ani odrobinę Cię nie namawiam, ale spróbuj raz na jakiś czas z glutkiem i ploppingiem :D A nuż im się coś zmieni :D
UsuńTrzymam kciuki za piękne odrastanie! Chyba domowa wcierka z kawą i kozieradką daje radę :) U mnie ostatnio Banfi poszalało z porostem :)
Banfi mnie zaciekawiło ale etanol przekreśla dla mnie tę wcierkę :( Po alkoholowych wcierkach bardzo swędzi mnie skóra głowy :(
UsuńHej, poleciłabyś jakieś zabiegi u kosmetologa, które dadzą efekty na twarzy trądzikowej, z przebarwieniami, zaskórnikami, otwartymi porami, wyglądającej staro, bardzo brzydko + cienie pod oczami, zmarszczki i prosaki? Pytam o zabiegi, bo naturalna pielęgnacja nic nie dała. Problem mam ogólnie ze skórą na całym ciele (trądzik dotyczy też pleców, dekoltu, ramion, a nawet pośladków i czasem górnych partii nóg, pełno przebarwień, więc tu też jakbyś mogła coś polecić). :)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim jeszcze raz przeanalizuj stosowane przez siebie kosmetyki i ich składy. W usystematyzowaniu informacji pomogą Ci te posty:
Usuń1. http://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2015/08/243-tradzik-u-osob-dorosych-jak-z-nim.html
2. http://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2016/06/zaskorniki-wagry-rozszerzone-pory-jak.html
3. http://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2017/03/420-tradzik-na-ciele-plecy-dekolt.html
4. http://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2016/11/384-substancje-aknegenne-i-komedogenne.html
Sądzę, że warto wybrać się na kwasy, jednak jeśli trądzik dotyczy całego Twojego ciała, lepiej skonsultować to z dermatologiem, ale przygotowując się do wizyty wykonaj szereg badań. Wszystko opisane tutaj:
http://www.kosmetologia-naturalnie.pl/2017/12/492-kosmetyczka-kosmetolog-czy.html
Natomiast po skończonej serii kwasów, po wygojeniu zmian trądzikowych, dopiero bierzemy się za rewitalizację i odmładzanie: mezoterapia lub karboksyterapia :)
Dziękuję bardzo :)
UsuńNo muszę powiedzieć, że trochę przeszłaś historię z włosami, ale ja chciałam się zapytać, czy uważasz, że kosmetyki naturalne są najlepszym rozwiązaniem jeżeli chodzi o pielęgnację właśnie włosów? Otóż mój problem jest taki, że ciągle mam suche włosy w szczególności w tak zimne dni....
OdpowiedzUsuńJak widzisz na przykładzie mojej historii, naturalna pielęgnacja jak najbardziej służy suchym włosom i pomaga je ujarzmić :D Próbuj, warto!
UsuńByłaś słodką dzidzią :D
OdpowiedzUsuńWłosy z natury pięknie i zdrowe, pogratulować temu pseudo - artyście stylu i jego zleceniobiorcom, którzy mu płacą...Dobrze, że Ty wiedziałaś jak odratować swoje sploty, choć zajęło to trochę czasu. Teraz jest naprawdę pięknie :)
I zgadzam się - można o włosy zadbać naturalnie, nawet o te najbardziej wymagające :)
Jaki dokładnie kolor używasz tej farby, którą rozjaśniasz włosy? Ja farbowałam kiedyś na mahoń, ale niszczyło mi to włosy. Później zaczęłam farbować na czarno. Przyciemnianie znacznie wzmocniło je. Chce raz w życiu zobaczyć jak będę wyglądać w jasniejszych włosach, ale boję sie ze je zniszcze. A także mam długie włosy i żal mi by było ścinać popalone końcówki. A pomysł z rozjaśnianiem chemiczną farbą i zmienianie odcieniu henną jest genialny.
OdpowiedzUsuńto farbujesz samą henną, nie mieszasz z niczym np z cassią ?
OdpowiedzUsuńMasz piękne włosy. I ten kolor jest przepiękny. Moja włosy dostały w kośc równiez po farbach chemicznych czarnych. Kiedys przez kilka lat hennowałam khadi, niestety mam dużo siwków i teraz henna splukuje sie szybko. Do tego po hennie miałam straszny przesusz. Keratynowe prostowanie na początku dalo efekt wow, ale po pół roku włosy również suche i matowe. Juz zaczełam olejowanie , szukam odpowiednich szamponów lub nawet mysle o myciu odżywką co drugie mycie. I wzbogacam olejkami maski.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia, przekonałaś mnie do nieużywania silikonów, ale nie mogę znaleźć żadnego stylizatora do loków o dobrym składzie. Pomożesz? Silikony odrzucam, to zostają tylko pianki, które mają polyquaternia w składzie. Chciałabym coś, co polecasz. A gdyby Vianek stworzył kremo-żel do włosów kręconych, to bym umarła z radości:)
OdpowiedzUsuńAle niesamowity reportaż! Włosy coraz piękniejsze z każdym rokiem :)
OdpowiedzUsuń