Do dzisiejszego wpisu zapraszam zwłaszcza osoby o skórach suchych, wrażliwych, naczynkowych, wymagających nawilżenia i delikatnego traktowania. Będąc na targach "Eko Cuda" w kwietniu, miałam przyjemność zapoznać się bliżej z nową na polskim rynku marką francuskich kosmetyków naturalnych- Marilou BIO.
Marka ta zainteresowała mnie przede wszystkim wzorowymi składami INCI, ale miłą niespodzianką jest szeroki zakres cen kosmetyków tej firmy: znajdziemy wśród nich te przystępne dla kieszeni jak i ciut droższe. Na pierwsze spotkanie z tą marką wybrałam bardziej ekonomiczną wersję chociaż w przypadku tych kosmetyków mogłabym przytoczyć przysłowie, iż "apetyt wzrasta w miarę jedzenia"- z przyjemnością zapoznam się bliżej z pozostałą ofertą!
Mleczko oczyszczające do twarzy
Zaintrygował mnie skład tego mleczka, jest nietypowy- zerknijcie w INCI, jestem ciekawa, czy zgadniecie, co przykuło moją uwagę:
Aqua, Glycerin, Butyrospermum
Parkii, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glyceryl Stearate
Citrate, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetearyl
Alcohol, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopherol,
Xanthan Gum, Parfum, Sodium Hydroxide, Dehydroacetic Acid,
Sodium Benzoate, D-Limonene, Citronellol, Linalool
Na zielono zaznaczone substancje aktywne: oleje: jojoba i słonecznikowy, witamina E, masło shea oraz aloes i gliceryna.
To, co przykuło moją uwagę w pierwszej kolejności to brak "typowych" substancji myjących, związków powierzchniowo-czynnych. Z jednej strony uznałam to za ciekawy wybór dla osób, których skóry źle znoszą substancje myjące, u których często powraca uczucie "ściągnięcia skóry". Ale co w takim razie odpowiada za właściwości myjące mleczka? Oleje? Emulgatory? Czy będzie w stanie skutecznie zmyć makijaż? Czy przy pomocy tego mleczka będzie można oczyścić także skórę dogłębnie?
Kosmetyk ten bardzo mnie zaintrygował i nie mogłam przepuścić okazji, by nie poznać go bliżej!
Za właściwości myjące tego mleczka odpowiadają głównie emulgatory- Glyceryl Stearate Citrate i Cetearyl Alcohol. Przy poruszaniu ich tematu chciałabym wspomnieć o pojawiających się informacjach, że emulgatory wymywają lipidy z warstwy hydrolipidowej naskórka, co może prowadzić do nadmiernego wysychania skóry. Niestety, żadna substancja zawarta w kosmetyku nie jest "inteligentna" i jeśli któraś ma właściwości "wiązania" brudu (substancji tłuszczowych), to również będzie miała możliwość "wiązania" lipidów z powłoki ochronnej naskórka (ponieważ to też są substancje tłuszczowe). Na szczęście nie można porównać emulgatorów do substancji myjących- mimo posiadania możliwości wiązania lipidów naskórka, nie jest to tak skuteczny efekt, jak w przypadku tych drugich. W przeciwnym wypadku po stosowaniu kosmetyków obserwowalibyśmy odwodnienie i wysuszenie cery: emulgatory są w każdym kosmetyku o konsystencji kremu: kremach do twarzy, balsamach, mleczkach, emulsjach. To właśnie dzięki nim jesteśmy w stanie połączyć fazę wodną i olejową kosmetyku i wytworzenie odpowiedniej konsystencji, która będzie trwała i nie będzie się rozwarstwiać.
Emulgatory zastosowane w tym mleczku są dopuszczone do stosowania w kosmetykach naturalnych i mogę określić je jako bezpieczne. A po czym poznać, że w kosmetyku są zawarte substancje, które naruszają barierę hydrolipidową skóry? Po obecności uczucia "ściągnięcia" po zastosowaniu kosmetyku myjącego! Dlatego powtarzam, że kosmetyk myjący nie może pozostawiać na skórze takiego efektu- oznacza to, że jest zbyt mocny dla naszej skóry i przy długotrwałym stosowaniu może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Mleczko bez trudu zmywa makijaż- nawet wodoodporny- a przy tym nie szczypie w oczy. Postanowiłam iść o krok dalej i oczyszczać tym mleczkiem skórę dwuetapowo: moja cera całkiem dobrze toleruje kosmetyki pozostawiające film na skórze, byłam ciekawa, czy mleczko spowoduje u mnie wysyp niedoskonałości, czy jednak moja skóra wymaga aż tak delikatnego oczyszczania?
Stosując to mleczko samodzielnie, ale dwa razy pod rząd (o tym, jak powinno się używać mleczek) kosmetyk także dobrze się spisywał: delikatnie oczyszczał, nie pozostawiając tłustej powłoki. Niestety, przy długotrwałym stosowaniu zaczęły pojawiać się pojedyncze wypryski- po prostu moja skóra wymaga odrobinę mocniejszego oczyszczania. Natomiast mleczko to mogę polecić osobom o skórach bardzo suchych, wymagających delikatnego oczyszczania, u których często pojawia się uczucie "ściągnięcia" czy suchości skóry. Mleczko to z pewnością nie naruszy bariery hydrolipidowej skóry i nie spowoduje jej wysuszenia. Natomiast jako produkt do demakijażu, spisuje się wzorowo: dokładnie zmywa makijaż i przygotowuje skórę na dalsze czynności pielęgnacyjne.
Krem peelingujący
Początkowo spodziewałam się, że będzie to peeling enzymatyczny- zasugerowałam się nazwą "exfoliant", która od razu kojarzy mi się z kwasami. Ku miłemu zaskoczeniu, produkt ten jest peelingiem drobnoziarnistym, ale o małym zagęszczeniu drobinek.
Kosmetyk ten jest jeszcze delikatniejszy niż peelingi ziarniste Sylveco czy moje ulubione scruby Babuszki Agafii- jeśli szukacie kosmetyku dla cer wrażliwych, suchych czy naczynkowych, ale enzymatyczne nie dają zadowalających rezultatów, to jest to opcja warta rozważenia. Mimo swojej delikatności, skutecznie złuszcza martwe komórki naskórka.
Skład:
Aqua, Lippia Citriodora Water, Sesamum Indicum Seed Oil, Butyrospermum Parkii, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Dicaprylyl Carbonate, Cetearyl Alcohol, Tocopherol, Silica, Xanthan Gum, Sodium Hydroxide, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Ci 77289
Na zielono zaznaczyłam substancje aktywne (werbena, gliceryna, olej sezamowy i masło shea) a na fioletowo - ziemię okrzemkową.
Ponieważ peeling ten nie zawiera substancji myjących, stosujemy go po uprzednim umyciu skóry. Więcej o peelingach a także o tym, które miejsce w szeregu pielęgnacji one zajmują w I części Kompendium Wiedzy o Złuszczaniu Naskórka.
Zarówno w powyższym peelingu jak i wcześniej opisywanym mleczku, troszkę zaniepokoiła mnie obecność wodorotlenku sodu (Sodium Hydroxide)- na szczęście jest on dodany w znikomej ilości, by uregulować pH obu kosmetyków. W obu produktach jest obecny emulgator silnie zakwaszający (Glyceryl Stearate Citrate) i żeby wyrównać pH produktu, dodano regulator w formie wodorotlenku sodu. Finalnie pH obu produktów waha się w granicach 4,5 (mierzone pehametrem)- uważam więc produkty za bezpieczne =).
Po pierwszej przygodzie z kosmetykami Marilou BIO jestem bardzo na "tak" i z przyjemnością zapoznam się z innymi produktami tej marki. Mam też nadzieję, że będą coraz łatwiej dostępne ;).
A czy Wy znacie te kosmetyki albo markę? Jakie jest Wasze zdanie?
Pozdrawiam serdecznie!