Coraz częściej mówi się o pielęgnacji skóry azjatyckimi
metodami- prym wiedzie OCM, ochlapywanie twarzy zimną wodą, śluz ślimaka, kremy
z filtrem a dzięki książce Charlotte Cho „Sekrety Urody Koreanek” coraz więcej
osób zaczyna dostrzegać, jak ważne jest wieloetapowe mycie twarzy.
Sama chętnie podpatruję azjatyckie kosmetyki oraz ichniejszy
sposób pielęgnacji. Staram się wyselekcjonować
jak najwięcej bezpiecznych i oczywiście naturalnych nowinek! Tak było z
detoksem skóry- o tej metodzie wyczytałam już ponad rok temu. Polega ona na
całkowitym zrezygnowaniu ze stosowania kremu i makijażu na okres min. 3 dni,
maksimum 7.
Po co? By skóra nie „rozleniwiła się”- powinna produkować sebum,
by móc wytworzyć płaszcz hydrolipidowy. Teoria detoksu skóry zakłada, że
długotrwałe stosowanie kremów może przyczynić się do zmniejszenia wydzielania
sebum przez skórę, co ma skutkować jej
wysuszeniem i silną potrzebą zastosowania kremu. Taka zależność rzeczywiście
zachodzi podczas stosowania kosmetyków z dużą ilością substancji, które mają
zatrzymać ucieczkę wody z naskórka- parafiną, wazeliną, silikonami,
syntetycznymi emolientami.
Ale czy stosowanie kosmetyków naturalnych również może
uzależniać skórę?
Koniecznie chciałam wypróbować tę metodę, jednak ciężko było
znaleźć czas- trzeba mieć na uwadze, że skóra pozbawiona kremu będzie narażona
na działanie szkodliwych czynników zewnętrznych- wiatru, mrozu, słońca, dlatego ideałem byłoby zminimalizować maksymalnie potrzeby wychodzenia z domu. Dlatego
kiedy w końcu trafiły mi się całkowicie luźne 3 dni, postanowiłam zrobić sobie
detoks!
Czego się spodziewałam?
Dużo czasu poświęcam pielęgnacji cery, jest w dobrej
kondycji, dlatego nie obawiałam się odwodnienia skóry. Spodziewałam się
wzmożonego łojotoku, błyszczenia skóry, może nawet rozszerzenia porów. Postanowiłam
myć twarz metodą OCM, by podczas mycia pozwolić się skórze nawilżyć, jednak po
umyciu nie stosowałam nawet hydrolatu. A jaki przyniosło to efekt?
Jeśli jeszcze nie wiecie, na czym polega azjatycka metoda mycia twarzy olejami (OCM), zerknijcie tutaj: KLIK- by dowiedzieć się, jak ją wykonać i jakich efektów możecie się spodziewać!
Dzień 1
Po umyciu nie pojawiło się uczucie ściągnięcia. Lekko
odczuwałam brak kremu, jednak nie było to uczucie dyskomfortowe, ustąpiło po
kilkunastu minutach. Po kilku godzinach w zupełności zapomniałam o braku kremu,
cera zachowywała się normalnie. Wieczorem zaczęły pojawiać się wypryski
zakończone białym czopem. Taki wygląd wyprysku świadczy o pobudzeniu pracy
gruczołów łojowych- skóra zaczęła produkować duże ilości sebum, przez co doszło
do zaczopowania ujść gruczołów łojowych. Mimo wzmożonej pracy gruczołów, moja
cera nie błyszczała się. Po wieczornym oczyszczaniu skóry również nie
zaobserwowałam niepokojących zmian.
Dzień 2
Po przebudzeniu skóra nie wykazywała żadnych niepokojących
oznak. Dopiero po umyciu pojawiło się uczucie ściągnięcia a w ciągu dnia
utrzymywało się lekkie zaczerwienienie skóry. Wypryski z wcześniejszego dnia
nie goiły się tak szybko jak zazwyczaj, wieczorem pojawiły się kolejne
niedoskonałości- również z białym czopem na szczycie. Podczas wieczornego mycia
twarzy skóra minimalnie się wyciszyła, nałożenie olejków zadziałało kojąco.
Niestety, po zakończeniu mycia twarzy na nowo pojawiło się uczucie ściągnięcia
skóry, które utrzymywało się aż do zaśnięcia.
Dzień 3
Apogeum! Obudziłam się z uczuciem ściągnięcia skóry,
zwłaszcza w okolicy policzków i nosa. Po umyciu twarzy olejami ściągnięcie
utrzymywało się, cera była mocno zaczerwieniona. Z każdą godziną skóra była
coraz bardziej szorstka i błyszcząca, jednak uczucie ściągnięcia nie mijało.
Wieczorem pojawiły się kolejne wypryski. Po wieczornym myciu buzi skóra już nie
była zaczerwieniona, ale zaogniona! Uczucie ściągnięcia przerodziło się w
pieczenie, skóra była bardzo szorstka, podrażniona i nadreaktywna. Pojawił się
ból podczas mimiki.
Czwarty poranek przywitałam z wielką radością! Po umyciu
twarzy spryskałam ją wodą różaną, miałam zamiar zaaplikować serum a później dopiero krem
z filtrem, jednak skóra była tak podrażniona i odwodniona, że zamiast serum
nałożyłam obfitą ilość nawilżającego kremu do twarzy. Skóra wchłonęła krem bardzo szybko,
więc przeszłam do aplikacji kremu z filtrem Kafe Krasoty- który oprócz wysokiej
ochrony UV, dostarcza skórze składników odżywczych. Przy nakładaniu tego kremu
odczuwałam pieczenie, które nie występowało u mnie nigdy.
Przez cały dzień czułam lekki dyskomfort, jednak był on
niczym w porównaniu do tego, co czułam w dniu 3. Aktualnie moim celem jest
mocne nawilżenie i odżywienie skóry.
Finalnie uważam, że te trzy dni przyniosły więcej szkody,
niż pożytku. Nie zauważyłam poprawy w pracy gruczołów łojowych, za to naraziłam
cerę na odwodnienie i mocne podrażnienie. Powrót do dobrej kondycji skóry zajmie
mi zapewne kolejnych kilka dni.
Podsumowując, uważam, że założenia teorii detoksu skóry są
ciekawe i logiczne, jednak metoda ta kompletnie nie sprawdziła się u mnie.
Jestem ciekawa, czy któraś z Was stosowała tę metodę? Jakie były Wasze
wrażenia?
Samooczyszczanie się skóry
Ostatnią kwestią, którą chciałabym poruszyć jest mit
„oczyszczania się” skóry. Rzekomo, pojawienie się wyprysków ma oznaczać, że
skóra się oczyszcza. Nie istnieje taki mechanizm skórny! Pryszcz nie jest
tworem zlokalizowanym pod skórą, który wypływa z jej głębi na powierzchnię.
Pojawienie się większej ilości wyprysków oznacza wzmożoną pracę gruczołów
łojowych w danym momencie- na moim
przykładzie mogłyście przeczytać, jak odwodnienie i podrażnienie spowodowało
gwałtowne pojawienie się niedoskonałości. Podobnie dzieje się w przypadku braku
stosowania kremów czy nieodpowiedniego oczyszczania skóry. Skóra próbuje bronić
się przed czynnikami drażniącymi wytwarzając barierę ochronną w postaci sebum,
stąd zaczopowanie ujść gruczołów łojowych i pojawienie się wyprysków.
Co sądzicie o tej metodzie? Odważycie się wypróbować?
Pozdrawiam!
Kiedyś zastanawiałam się nad jej wypróbowaniem, ale stwierdziłam, że nie warto ryzykować. U mnie brak nawilżania rano i wieczorem prowadzi do podrażnienia. Nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek odwodnienie skóry. :( Myślę, że powinno się to sprawdzić u osób, które nie mają problemów ze skórą i są posiadaczami skóry "normalnej".
OdpowiedzUsuńChyba nie odważyłabym się na trzydniowe (czy nawet dłuższe) nieużywanie kremu. Wprawdzie moja gospodarka hydrolipidowa jest we względnej równowadze, jednak po umyciu twarzy wodą skóra zawsze jest ściągnięta i podrażniona, co nie jest uczuciem przyjemnym. Dlatego dobrze nawilżający krem to u mnie podstawa.
OdpowiedzUsuńKiedyś próbowałam takiego detoksu, ale niestety przy mojej suchej skórze też nie wyglądało to dobrze :< było coraz gorzej z każdym dniem i po trzech również przestałam :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o teorii detoksu, czyli kilku dni bez kremu ;) Ale! Już jakiś czas temu zauważyłam, że czasami mojej skórze lepiej zrobi noc bez kremu, o ile raz na jakiś czas, i nie kilka dni pod rząd. Rano nie wyobrażam sobie nie nałożyć kremu, miałabym pełno skórek na nosie i w okolicach ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze okazało się nieskuteczne, a wręcz narobiło Ci więcej szkody :/
OdpowiedzUsuńJa kiedyś spróbowałam i nie zauważyłam żadnych niedoskonałości ani podrażnień, może nawet lekkie wyciszenie skóry, ale nie zdecyduję się więcej na ten eksperyment :)
OdpowiedzUsuńNie, jakoś mnie to nie przekonuje... Jeszcze nie doszłam z moją cerą do porządku, żeby znowu coś spartolić :D
OdpowiedzUsuń3 dni bez podkładu ? nie da rady ;(
OdpowiedzUsuńW ogóle nigdy nie stosuję kremu, więc ten "detoks" to jak moja norma. Moja skóra daje sobie świetnie radę sama, ale nigdy nie została do kremów przyzwyczajona.
OdpowiedzUsuńMoja babcia nigdy w życiu nie posmarowała niczym twarzy- cerę, pomimo prawie 80-ciu lat ma zadziwiająco wręcz jędrną i w bardzo dobrej kondycji. I tak od zawsze, odkąd ją pamiętam.
Szczerze zazdroszczę babci tak świetnej skóry! Jednak nie mały wpływ na jej stan ma to, że kiedyś lepiej ludzie jedli, powietrze było mniej zanieczyszczone, bardziej aktywnie spędzało się czas. Teraz żyjemy w całkiem innych warunkach, co odbija się na naszej cerze :(
UsuńCzasami robię sobie jednodniowy detoks, ale to bardziej z lenistwa niż z potrzeby :D
OdpowiedzUsuńA u mnie ok. Wprawdzie zaczynam w piątek popołudniu i do poniedziałku rano, ale raz w miesiącu robię. Na początku było dziwnie, ponieważ nie stosuję żadnych kosmetyków. Myję twarz wodą i tyle, żadnych kremów, pianek, toników, nic. Więc błyszczałam jak księżyc i czułam się brudna. Teraz czekam na to. Po takim weekendowym detoksie w poniedziałek mam świeżą skórę. Ale ja nie miałam żadnych wyprysków, jedynie wzmożone wydzielanie sebum i poczucie, że coś nie tak. Co zniknęło po paru miesiącach. Sporo to zasługa jedzenia, jestem weganką i nie jem, piję nic z konserwantami.
OdpowiedzUsuńU mnie niestety nałożenie jakiegokolwiek kremu powoduje wysyp niedoskonałości. Od lat leczę się u dermatologów z powodu trądziku. Niestety efekty znikome. Zauważyłam,że właśnie po aplikacji kremów sytuacja się pogarsza. Od kilku dni nie stosuję żadnych kosmetyków oprócz żelu do mycia twarzy. I na razie jedyne, co się zmieniło, to to, że zagoiły mi się wszystkie krosty i nie pojawiły się żadne nowe. Twarz po umyciu jest dosyć napięta, ale po nocy wygląda normalnie. Wchodzę w to dalej��
OdpowiedzUsuń