[302.] Denko grudzień 2015r. - zaległości warte obejrzenia!
Uff, w końcu mogę powiedzieć, że zmiana bloga w końcu dobiega końca! Cały styczeń pracowałam nad jego ulepszeniem, co spowodowało, że kompletnie zapomniałam o grudniowym denku! Przepraszam Was bardzo i już przechodzę do recenzji!
Pielęgnacja włosów:
1. Babuszka Agafii, maska jajeczna: najlepsza maska jaką kiedykolwiek stosowałam! Wygładza nawet najbardziej puszące się włosy, bardzo mocno nawilża i nabłyszcza. Można stosować ją nie tylko jako kosmetyk do spłukiwania, ale także zamiast serum silikonowego. Zużyłam niejedno opakowanie i nie wyobrażam sobie pielęgnacji moich włosów bez tej maski. Cena ok. 17 zł.
Pełna recenzja: KLIK!
2. Eco Lab, szampon do włosów osłabionych i łamliwych: kolejny ulubieniec, tym razem w kategorii "szampony". Skutecznie wygładza włosy- na tym punkcie jestem przeczulona, bo moje włosy z natury mają tendencje do puszenia się a odkąd zaczęłam je farbować, żaden produkt nie był w stanie ujarzmić tego siana, które powinno być fryzurą. Odkąd go stosuję (w połączeniu z w/w maską) cieszę się nienaganną fryzurą i zdrowymi włosami. Polecam osobom o bardzo zniszczonych, suchych, puszących się włosach! Cena ok. 20 zł. Recenzja niebawem!
3. Ocet jabłkowy: wykonuję z niego płukankę do włosów: do miski nalewam tyle octu, żeby zakryło dno a później zalewam wodą do min. połowy pojemności miski. Trzymam w tym włosy ok. 1-2 minut a później spłukuję tym włosy od czubka czoła aż po końce włosów. Zabieg wykonuję po każdym myciu. Kwaśne środowisko pomaga domknąć łuski włosa, przez co są bardziej gładkie i pięknie błyszczą! Smrodek octu nie utrzymuje się na włosach ;). Cena: ok. 8 zł.
4. Khadi, henna: kilka miesięcy temu porzuciłam chemiczne farby na rzecz henny. Był to strzał w dziesiątkę! Henna zawiera w sobie coś, co niesamowicie włosom spasowało- stały się mocniejsze, bardziej gładkie i przestały się puszyć. Wiele użytkowniczek henny narzeka, że po jej zastosowaniu ich włosy są suche i plączą się. Moje wiecznie napuszone włosy po hennie są zdyscyplinowane i gładkie! Owszem, plączą się, jednak efekt ten utrzymuje się tylko tydzień po farbowaniu a później zanika. Włosy farbuję raz na 2 miesiące- henna prawie w ogóle nie wypłukuje się z włosów i nie potrzebuję częściej odświeżać koloru. Mój kolejny ulubieniec! Cena ok. 32 zł (u mnie starcza na 3 farbowania). Pełna recenzja: KLIK!
Pielęgnacja ciała:
1. Natura Siberica, ujędrniający żel do mycia ciała (opakowanie na zdjęciu z kosmetykami do włosów, coś mi się pomyliło przy robieniu zdjęć =)): bardzo dobry żel bez dodatku SLS, dlatego nie wysusza skóry ani nie podrażnia. Jeśli nie Waszym problemem jest bardzo sucha skóra i żaden balsam nie jest w stanie dostatecznie jej nawilżyć, polecam wyeliminować mocne detergenty z pielęgnacji skóry, jak właśnie SLS. Stosując ten żel nie musiałam sięgać po balsam. Nie ze względu na nawilżające właściwości tego żelu, ale właśnie na fakt, że nie wysuszałam skóry SLS. Żel jest bardzo wydajny, dobrze się pieni i ma kwiatowy zapach. Ujędrniających właściwości nie zaobserwowałam, ale nie wymagałam ich od żelu do mycia ;). Cena: ok. 30 zł.
2. Inecto, peeling do ciała z olejem kokosowym: tragedia... Przykład tego, w jaki sposób działa marketing. Hasła na opakowaniu wskazują na to, że kosmetyk jest naturalny a prawda jest taka, że naturalności tam jak na lekarstwo. Mało składników aktywnych (olej kokosowy na końcu składu) a w dodatku SLS jako substancja myjąca! Bardzo przesuszył mi skórę a w dodatku spowodował powrót wyprysków na dekolcie. Omijajcie szerokim łukiem! Pełna recenzja: KLIK!
3. Inecto, balsam do ciała z olejem arganowym: w przeciwieństwie do w/w peelingu, ten kosmetyk firmy Inecto przynajmniej nie szkodzi. Ale też nie nawilża dostatecznie skóry. Kompletny przeciętniak o marnym składzie- olej arganowy na końcu składu. Szkoda pieniędzy na ten kosmetyk. Duży minus za kreowanie firmy na naturalną a wcale takową nie jest. Pełna recenzja: KLIK!
4. Sylveco, oliwka do ciała: rewelacyjny skład! Znajdziemy w niej oliwę z oliwek, olej ze słodkich migdałów, sojowy i słonecznikowy. Do tego wosk pszczeli dla odbudowania warstwy hydrolipidowej, ekstrakt z kory brzozy dla działania nawilżającego i przeciwstarzeniowego oraz witaminę E jako konserwant. Oto cały skład! Brak parafiny, brak substancji zapachowych i chemicznych konserwantów. Nie dajcie się zwieść małemu opakowaniu- oliwka jest niesamowicie wydajna! Dosłownie kropla wystarczy na posmarowanie sporego kawałka skóry. Bardzo mocno nawilża i zapobiega łuszczeniu się skóry. Bardzo się z nią polubiłam, dlatego możecie liczyć na recenzję niebawem ;). Cena ok. 28 zł.
5. Dada, delikatny płyn do kąpieli: lubię poszukać dobrych kosmetyków wśród tańszych, łatwo dostępnych firm. Zazwyczaj kosmetyki dla dzieci spełniają moje oczekiwania. Przeglądając ofertę kosmetyków sklepu Biedronka natknęłam się na ten płyn. Bardzo mocno nawilża skórę, jest bardzo delikatny, nie podrażnia i nie uczula. Delikatnie się pieni, ale bardzo dobrze myje. Polecam! Cena ok. 10 zł.
Pielęgnacja twarzy:
1. Mleczko pszczele w glicerynie, zrobsobiekrem.pl: wiele osób zachwala ten produkt do stosowania na suche i spierzchnięte usta. U mnie niestety nie spisało się. Próbowałam wykorzystać dodając do maseczek oraz w pielęgnacji włosów, ale również nie zauważyłam spektakularnego działania. Myślę, że mleczko pszczele lepiej spisze się jako suplement diety ;) Słyszałam wiele dobrego o tym specyfiku i pewnie kiedyś wypróbuję! Cena ok. 10 zł.
2. Biała glinka: jako wielka fanka oczyszczania skóry bez użycia detergentów, postanowiłam wypróbować mycie twarzy glinką. Przyznam, że jest to świetna, alternatywna metoda dla OCM i ratuję się nią gdy nie mam czasu lub siły na OCM. Dobrze oczyszcza skórę, zwęża pory i zmniejsza łojotok. Nie zauważyłam pojawiania się wyprysków po tej metodzie mycia twarzy. Cena ok. 12 zł. Pełna recenzja: KLIK!
3. Sylveco, lipowy płyn micelarny: delikatnie ale skutecznie zmywa makijaż, nawet wodoodporny! Nie szczypie w oczy ani nie ma gorzkiego smaku, co ułatwia zmywanie pomadek. Posiada w składzie ekstrakt z lipy, który łagodzi podrażnienia oraz aloes, który ma na zadanie nawilżyć skórę ale także pomaga zmniejszać wypryski. Cena ok. 18 zł.
4. Sylveco, lekki krem nagietkowy: mój ulubieniec, po którego sięgam najczęściej! Ma bardzo lekką konsystencję, która szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy. Idealnie nadaje się pod makijaż. Nagietek reguluje pracę gruczołów łojowych, zmniejsza łojotok. Dzięki działaniu przeciwzapalnemu zmniejsza zaczerwienienie wyprysków i pomaga szybciej im się goić. Regeneruje skórę oraz zmniejsza pojawianie się wyprysków. Dzięki zawartości ekstraktu z kory brzozy nawilża oraz działa przeciwstarzeniowo i rozjaśniająco na przebarwienia. Cena: ok. 30 zł. Pełna recenzja: KLIK!
5. Bajkal, krem pod oczy: po roku nieustannego stosowania łagodzącego kremu pod oczy od Sylveco, postanowiłam wypróbować coś innego. Wybór padł na krem firmy Bajkal. Przyznam, że w porównaniu z poprzednikiem wypadł dość blado- nie zmniejszał zaczerwienień ani zasinień wokół oczu. Przyzwoicie nawilżał skórę, jednak bardzo szybko się skończył (miał tylko 15 ml). Raczej nie wrócę do niego. Cena: ok. 30 zł.
6. Inglot, eyeliner w żelu: dobry eyeliner, jednak nie najlepszy w swojej kategorii. Do tego cena nie zachęca. Swego czasu byłam z niego bardzo zadowolona, co pisałam Wam w recenzji: KLIK! jednak odkąd odkryłam eyeliner Maybelline stwierdziłam, że jest trwalszy i tańszy niż Inglot. Cena: ok. 40 zł.
7. Olej kokosowy: stosowałam na włosy, jednak spowodował u mnie niezłą masakrę! Odradzam jego stosowanie osobom o wysokoporowatych włosach! Efekt możecie zobaczyć tutaj: KLIK!. Jednak doceniłam jego działanie jako substancji oczyszczającej krtań z drobnoustrojów i toksyn: KLIK! i w tym wypadku serdecznie polecam! Zwłaszcza, że posiada również właściwości wybielające zęby!
8. Body Club, balsam do ust: produkt znaleziony w Rossmanie, który bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoim składem! Zupełnie naturalny, bez dodatku parafiny czy wazeliny, które zazwyczaj znajdują się w produktach do ust. Cena ok. 12 zł. Pełna recenzja: KLIK!
Pozostałe:
1. Beyonce, porfumy: wraz z moją mamą mamy całkiem inne gusta zapachowe. Dlatego kiedy mama dostała te perfumy, nie używała ich zbyt często, natomiast ja pokochałam ich słodki zapach! Po jakimś czasie buteleczka trafiła w moje ręce i została sukcesywnie zużyta. Myślę, że kiedyś wrócę do tego zapachu!
2. Aceton: mimo, że ma działanie drażniące, nie zauważyłam, żeby osłabił moją płytkę paznokcia. Wręcz przeciwnie- odkąd stosuję hybrydy, moje paznokcie są twarde i mocne jak nigdy! O kolorach hybryd, które najchętniej stosuję w okresie zimowym, możecie przeczytać tutaj: KLIK!
Znacie któreś z tych kosmetyków? Może któreś z nich to i Wasi ulubieńcy? Pochwalcie się koniecznie!
Pozdrawiam,