poniedziałek, 26 października 2015

[271.] Przyciemnienie włosów domowym sposobem- olej rycynowy i kora dębu.


Ponad miesiąc temu przeszłam zmianę koloru włosów. Z czerwieni, którą nosiłam ponad rok, zdecydowałam się na ombre z zamiarem odstawienia farb chemicznych. Rude kosmyki poprawiam henną khadi, natomiast brązowa farba jest bardzo dobrze dobrana, prawie nie odróżnia się od mojego naturalnego koloru włosów. Prawie, bo włos farbowany zawsze będzie się minimalnie różnił od naturalnego. Zdecydowałam się delikatnie przyciemnić odrost przy pomocy mieszanki z olejem rycnowym i korą dębu.

Olej rycynowy przyciemnia włosy ale również wzmacnia je i stymuluje do wzrostu. Kora dębu oprócz właściwości przyciemniających, zmniejsza przetłuszczanie się włosów. Wykonanie maceratu z użyciem tych składników jest banalnie proste, jednak potrzebuje czasu na dojrzenie.


Jak wykonać macerat?
1. Do garnuszka wsypujemy 2 łyżki stołowe kory dębu i zalewamy 200g (dwie duże butelki) oleju rycynowego.
2. Ogrzewamy przez 15-20 minut na wolnym ogniu, co jakiś czas mieszając.
3. Przelewamy mieszankę do zamykanego pojemnika i odstawiamy na 2 tygodnie.
4. Po tym czasie przecedzamy korę dębu.


Macerat jest półproduktem. Gdy zamierzam nałożyć go na skalp, mieszam 1 łyżeczkę maceratu z 1 łyżeczką maski Kallos i dopiero taką mieszankę nakładam na skórę głowy. 

Mieszankę stosuję tylko 1x w tygodniu. Trzymam ją na włosach 30 minut- pamiętajcie, żeby nie trzymać olejów/masek zbyt długo na skórze głowy, ponieważ to sprawia, że włosy zaczynają wypadać. Mieszanka zmywa się bezproblemowo szamponem z łagodnymi detergentami. 

Po trzykrotnym użyciu mieszanki odrost prezentuje się następująco:



W świetle lampy błyskowej odrost minimalnie się odznacza, jednak w świetle dziennym jest on niemal niezauważalny. Liczę, że ta metoda sprawi, że na długi czas będę mogła odstawić farby chemiczne i uda mi się zapuścić ładne, naturalne włosy...
... które zapewne posłużą mi jako baza do dalszych eksperymentów z kolorem =)

Mam nadzieję, że zainteresowałam Was tym tematem!
Pozdrawiam,

wtorek, 20 października 2015

[268.] Babuszka Agafia, żeń-szeniowy scrub do twarzy tłustej i problematycznej.


Lubicie peelingi? Od kilku lat ten typ kosmetyku przeżywa rozkwit. Na rynku pojawiają się coraz nowsze produkty i ciężko zgadnąć, który jest dla nas odpowiedni?

Najlepszą metodą w tym wypadku jest metoda prób i błędów oraz czytanie składów INCI. Wyróżniamy trzy podstawowe typy peelingów: 
- gruboziarnisty: w większości stosowany do zabiegów na ciało, przy skórze grubej i mocnej,
- drobnoziarnisty: zastosowanie na twarz lub na ciało przy skórze wrażliwej i delikatnej,
- enzymatyczny: do stosowania na delikatną i wrażliwą skórę twarzy, rzadko wykorzystywany na ciało. 

(Natomiast o tym, dlaczego warto czytać składy INCI i na jakie nazwy zwracać uwagę pisałam Wam tutaj: KLIK!)

  
W przypadku mojej tłustej, trądzikowej i jednocześnie naczynkowej cerze bardzo dobrze spisują się peelingi drobnoziarniste. Do tej pory najchętniej wykorzystywałam peeling ze skały wulkanicznej ze strony zrobsobiekrem.pl, ponieważ jest to produkt pozbawiony zbędnych dodatków. Półprodukt dodawałam do mieszanki OCM i wykonywałam masaż twarzy.

Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie zapragnęła urozmaicenia! Tym razem moją uwagę przykuł żeń-szeniowy scrub (czyli peeling) do twarzy tłustej i problematycznej. Skład brzmiał bardzo obiecująco:

INCI
Salt (sól), Glycerin (gliceryna), Butyrospermum Parkii (masło shea), Cocamidopropyl Betaine (łagodny detergent), Panax Ginseng Powder (puder żeń-szeń), Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej macadamia), Vaccinium Vitis-ldaea Leaf Extract (liść borówki brusznicy), Rosa Canina Fruit Oil (olej dzikiej róży), Organic Cera Alba (organiczny pszczeli wosk), Tocopherol (witamina E, konserwant), Parfum.



Przede wszystkim należy pamiętać, że peeling stosuje się maksymalnie raz w tygodniu a nie jak jeszcze do niedawna sądzono: 2-3x w ciągu tygodnia! Zbyt częste stosowanie peelingu będzie prowadziło do podrażnienia skóry a w efekcie wzmożonego wysypu niedoskonałości (w przypadku cery tłustej) lub przesuszeń (skóra sucha).

Powyższy peeling mogę zaliczyć do grona ulubieńców: mimo sporej ilości masła shea oraz gliceryny nie zapycha porów ani nie pozostawia tłustej warstwy. Jest to bardzo delikatny, jednak skuteczny peeling. Moja skóra nie czerwieni się przy nim zbyt szybko, dlatego mam czas na wykonanie masażu.  Po zastosowaniu peelingu wypryski zdecydowanie szybciej się goją- mają na to wpływ zarówno usunięcie martwego naskórka jak i żeń-szeń.

W mojej opinii peeling nie posiada wad. Posiada jednak dwie dość istotne cechy, o których należy pamiętać:
1. Dodatek delikatnego detergentu (Cocamidopropyl Betaine) sprawia, że wystarczy zmyć makijaż płynem micelarnym lub mleczkiem a następnie przejść do peelingu. Możemy pominąć etap żelu, ponieważ ten peeling wykazuje właściwości myjące. 

(O tym, dlaczego oczyszczanie twarzy jest istotne i w jaki sposób powinno przebiegać pisałam Wam tutaj: KLIK!)

2.  Peeling ma słony smak- także należy zwrócić szczególną uwagę, by nie dostał się do oczu, niemniej jednak przedostanie się go do jamy ustnej jest równie nieciekawym przeżyciem.


Po wykonaniu peelingu warto nałożyć maseczkę. Jeśli nie macie na to czasu, można zostawić powyższy peeling na twarzy przez kilka minut. Dzięki zawartości oleju makadamia, oleju z dzikiej róży, ekstraktu z borówki brusznicy i innych, peeling wykazuje właściwości nawilżające i przeciwstarzeniowe.

A Wy jakie lubicie peelingi? Znacie powyższy?
Pozdrawiam,

sobota, 10 października 2015

[266.] Ajuwerdyjski olejek do twarzy i ciała z różowym lotosem, khadi.



Dziś przychodzę do Was z recenzją olejku, który miał być hitem. Miał, jednak wyszło z tego coś innego... Od roku stosuję na noc oleje zamiast kremu i moja skóra jest w tak dobrym stanie, jak nigdy. Do tej pory sama sporządzałam mieszanki olejów dostosowane do potrzeb mojej skóry, jednak postanowiłam wypróbować gotowy kosmetyk. 

Olejki firmy khadi cieszą się sporą popularnością. Na ich temat możemy przeczytać wiele pozytywnych recenzji. Dlatego kiedy nadarzyła się okazja, postanowiłam zakupić olejek. Zdecydowałam się na wersję z różowym lotosem, ponieważ jest polecana do cery mieszanej. Dla przypomnienia, jestem posiadaczką cery tłustej z tendencją do trądziku i rozszerzonych naczynek, jednak nie znalazłam bardziej odpowiadającej mi wersji z asortymentu khadi. 

Obietnice producenta:
Ajurwedyjski olejek do twarzy i ciała z różowym lotosem przeznaczony do pielęgnacji skóry mieszanej. Regularnie stosowany pomaga utrzymać jedwabiście miękką skórę, zapewnia odpowiedni stan jej uwodnienia. Pomaga zredukować nadmierną produkcję sebum. Zawiera zioła o działaniu ściągającym.

  • Czerwony lotos ogranicza nadmierną produkcję sebum
  • Lajjalu ma działanie ściągające, usuwa nadmiar gorąca
  • Brahmi łagodzi podrażnienia, przyspiesza gojenie drobnych ranek
  • Kora z drzewa banianowego wykazuje właściwości ściągające i oczyszczające
  • Manjistha pobudza krążenie, oczyszcza skórę, działa antyseptycznie
  • Olej z łusek ryżowych wygładza zmarszczki, działa nawilżająco; poprawia wygląd cery, zawiera naturalny filtr przeciwsłoneczny
  • Olej sezamowy i słonecznikowy nadaje skórze jedwabistą miękkość
  • Olej z neem zapobiega infekcjom skóry
  • Olej z nasion z marchwi chroni skórę przed promieniowaniem UV
Aromaterapia:

  • Lawenda odpręża, wycisza, pomaga zredukować stres
  • Devadaru działa relaksująco, uśmierza nerwy
  • Yang yang jest afrodyzjakiem, łagodzi depresję
Objętość netto: 10 ml, cena ok. 12 zł


INCI:
Oryza sativa oil (olej ryżowy), Sesamum indicum oil** (olej z sezamu indyjskiego), Helianthus annuus oil** (olej słonecznikowy), Nelumbo nucifera (kwiat lotosu), Rubia cordifolia, Centella asiatica (wąkrota azjatycka), Ficus benghalensis (drzewo banjanowe), Lavandula angustifolia (Lawenda), Tocopheryl acetate (witamin E), Cananga odorata (ylang ylang), Mimosa pudica (mimoza), Cedrus deodara (cedr himalajski), Azadirachta indica (Neem), Daucus carota sativa (marchew zwyczajna), Geraniol*, Linalool*, Limonene*, Benzyl Alcohol*, Eugenol*, Benzyl Salicytate*, Farnesol*, Benzyl Benzoate*, Coumarin*.
* część składowa naturalnego eterycznego olejku
** pochodzi z kontrolowanych upraw ekologicznych

Olejek ma bardzo lekką konsystencję, mogłabym określić go jako olejek suchy. Wystarczą 2 krople, by nanieść olejek na całą twarz, niestety, dłonie nie ślizgają się po skórze jak przy użyciu klasycznego olejku, a tarcie skóry tylko przyspiesza jej starzenie, dlatego najlepszą formą aplikacji jest wklepywanie. Omijam okolice oczu. Przy wcześniej wspomnianych 2 kroplach na całą twarz, olejek wchłania się w skórę błyskawicznie i można nałożyć makijaż. Podkład mineralny nie spływa, nie waży się nałożony na olejek. Nakładając olejek większą ilością uzyskujemy efekt "poślizgu", jednak wtedy nie wchłania się tak dobrze, dlatego lepiej w taki sposób wykorzystywać go na noc.


Z obietnic producenta na pewno sprawdziła się obietnica regulacji pracy gruczołów łojowych- nie zaobserwowałam łojotoku czy rozszerzenia porów. Natomiast olejek nie miał wpływu na pojawianie się i gojenie wyprysków. Gdy stosowałam własne mieszanki olejów, wypryski potrafiły zniknąć w ciągu 3-4 dni. Stosując ten olejek, po tygodniu pryszcz wciąż dumnie prezentował się na skórze, w pełnej, czerwonej okazałości! Nie zauważyłam również, żeby olejek nawilżał- zaraz po jego zastosowaniu skóra nie była ukojona a wręcz przeciwnie- bardziej reaktywna i zaczerwieniona. Stosowanie uprzykrzał zapach- kojarzył mi się z tanimi odświeżaczami powietrza. 

Żałuję, że olejek nie spisał się. Jest to kosmetyk nieodpowiednio dobrany dla potrzeb mojej skóry. Myślę, że mogą po niego sięgnąć osoby o skórze mieszanej, ale bez tendencji do wyprysków i odwodnionej cery. Nie poleciłabym go osobom o cerze wrażliwej i naczyniowej. Osobiście do wersji z różowym lotosem nie wrócę, ale chętnie zapoznam się z innymi wersjami olejków khadi. Mam nadzieję, że inny egzemplarz z kolekcji zrekompensuje niesmak pozostawiony przez różowy lotos. Zwłaszcza, że składy INCI wszystkich olejków są na prawdę świetne!

Pozdrawiam,

wtorek, 6 października 2015

[264.] Denko wrzesień 2015r.


Najwyższa pora na podsumowanie kosmetyków, które wykończyłam we wrześniu. Zapraszam serdecznie do kolejnego postu z serii "Projekt Denko"!

1. Pielęgnacja włosów:


1. Wcierka Jantar, Farmona- nie jest to pierwsze opakowanie, które wykończyłam. Za każdym razem sprawdza się fenomenalnie! Pobudza wzrost włosów, już jedna butelka wystarcza, by na głowie pojawiło się mnóstwo babyhair. Kolejne opakowanie już w użyciu! Pełna recenzja: KLIK!

2. Henna khadi- postanowiłam przerzucić się na hennę. Kolor wyszedł piękny, w dodatku włosy po zabiegu bardzo zaskoczyły mnie swoim stanem- były gładkie i miękkie, zero puchu! Natomiast rozczesanie włosów po hennie okazało się nie lada wyzwaniem...  Myślę, że ten romans dopiero się zaczął ;) Zapraszam do postu, gdzie możecie zobaczyć efekt po farbowaniu: KLIK!


 2. Pielęgnacja ciała:


1. Olejek Alterra, limonka i oliwa- wykorzystałam go do ciała, ponieważ na włosach nie dawał żadnych efektów. Na ciele również szału nie zrobił. Jest to przeciętniak, do którego nie zamierzam wrócić.

2. Żel do mycia włosów i ciała, IQ- na włosy nawet nie próbowałam go nakładać, ponieważ miał w składzie Sodium Coco-Sulfate (mój skalp reaguje na niego swędzeniem) oraz duże ilości gliceryny (taka ilość humektantów puszy mi włosy). Wykorzystałam go do mycia ciała, jednak ze względu na SCS, nie używałam go codziennie. Więcej o nim możecie przeczytać tutaj: KLIK!

3.  Balsam brzozowy z betliną, Sylveco- mój ulubieniec, zużyłam już nie jedno opakowanie. Świetnie nawilża a przy tym niesamowicie szybko się wchłania. W ogóle nie pachnie, więc nie przeszkadza mi we śnie ani nie gryzie się z perfumami. Pełna recenzja: KLIK!

4. Kremowy żel do mycia ciała, Sylveco-  żel, który nie posiada w składzie SLS ani pochodnych! I za to go uwielbiam. Nie wysusza skóry, nie podrażnia, nie pojawiają się po nim krostki, nie ma uczucia swędzenia. Dodatek oleju rokitnikowego oraz masła awokado nawilżają skórę.

5. Balsam z drobinkami złota, Lirene- kupiony w zeszłym roku, ale że ma przeokropnie długą datę ważności, zostawiłam go również na obecny sezon wakacyjny. Złote drobinki ładnie podkreślały opaleniznę, jednak balsam w ogóle nie wchłaniał się na mojej skórze, przez co nie sięgałam po niego. W efekcie opakowanie, które widzicie na zdjęciu jest prawie pełne. Musiałam wyrzucić, ponieważ data ważności w końcu wygasła.

6. Truskawkowy peeling, HappyBase- produkt, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył! W papierowej kopercie znajdowały się drobinki korundu oraz pestki truskawek. Mieszankę dodawałam do żelu pod prysznic. Peeling bardzo dobrze spełniał swoją rolę, usuwał martwy naskórek a przy tym nie podrażniał skóry. Miał bardzo ładny, delikatny i naturalny zapach truskawek. Chętnie zaopatrzyłabym się w kolejne opakowanie. Więcej o produkcie: KLIK!


3. Pielęgnacja twarzy:


1. Brzozowa pomadka ochronna z betuliną, Sylveco- pomadka, którą bardzo polubiłam! Nie tylko świetnie nawilża i regeneruje usta ale również chroni przed słońcem, wiatrem i mrozem. Spisała się na medal na moich wybitnie suchych ustach. Dodatek betuliny sprawia, że pomadka jest pomocna w walce z opryszczką. U mnie spisuje się wzorowo pod tym kątem, nie pamiętam, kiedy ostatnio borykałam się z tą przykrą dolegliwością! Pełna recenzja: KLIK!

2. Odżywcza pomadka z peelingiem, Sylveco- jeden z najbardziej kojarzonych produktów od Sylveco. Pomadka posiada w sobie drobinki cukru trzcinowego. Raz w tygodniu, wieczorem, wykonuję masaż ust z jej użyciem (ok. 0,5-1 min). Dzięki temu zabiegowi usuwam suche skórki a same usta są lepiej ukrwione i wydają się być pełniejsze! Bardzo ciekawy produkt i jeśli go nie znacie, zachęcam do wypróbowania! Recenzja: KLIK! 

3. Żel myjący do twarzy, Biolaven- produkt, który był dla mnie miłą niespodzianką! Jest to najlepszy żel, jaki miałam do tej pory. Nadal jestem zwolenniczką OCM, jednak wakacje obfitowały w wyjazdy i właśnie wtedy sięgałam po żel. Nie występowało po nim uczucie ściągnięcia, nie powodował rozszerzenia porów, nie pojawiały się po nim wypryski. Na pewno kiedyś do niego wrócę! Pełna recenzja: KLIK! 

4. Olej rycynowy- kolejne zdenkowane opakowanie oczywiście zostało zużyte do mieszanki OCM. Jest to metoda mycia twarzy, która najlepiej sprawdza się na mojej tłustej i trądzikowej a jednocześnie naczynkowej oraz wrażliwej cerze. Stosuję tę metodę od roku i pożegnałam zaskórniki oraz rozszerzone pory. Wypryski zdarzają się bardzo sporadycznie. Polecam wypróbować! O samej metodzie oraz efektach jakie zaobserwowałam, pisałam tutaj: KLIK! 

5. Płyn micelarny, Sylveco- jeśli stosuję OCM, nie muszę uprzednio zmywać makijażu. Jednak jeśli sięgałam po żel, musiałam najpierw pozbyć się makijażu oraz umyć dokładnie okolice oczu. Do tego celu służył mi micel Sylveco. Ma w sobie lipę, więc łagodzi podrażnienia oraz uszczelnia naczynia krwionośne, aloes, więc wykazuje właściwości nawilżające. Nie szczypie w oczy, nie ma gorzkiego smaku. 

Pozostałe:


1. Krem do rąk o zapachu miodu, Purederm- tani, o względnie przyjemnym składzie. Opakowanie kosztowało ok. 4 zł a jedyną z substancji, do której mogłabym się przyczepić to silikon. Jednak na dłoniach nie występują rozszerzone pory czy pryszcze, także popatrzyłam na krem łaskawym okiem. Miał delikatny zapach i poręczne opakowanie. Zmieści się w każdej torebce. Myślę, że jeszcze kiedyś do niego wrócę.

2. Łagodny żel do higieny intymnej, Sylveco- zawartość babki lancetowatej oraz kory dębu powoduje uczucie odświeżenia na długi czas. Fizjologiczne pH zapobiega rozwojowi bakterii w okolicach intymnych. Kolejne opakowanie w użyciu!

3. Henna żelowa do brwi i rzęs, Delia- zdecydowanie mój hit! Utrzymuje się na brwiach dłużej niż wersja proszkowa. Obecnie skusiłam się na wersję kremową, ale nie jest tak trwała. Na pewno wrócę do wersji żelowej i to właśnie ją Wam polecam.

4. Hydrolat z róży, zrobsobiekrem.pl- zużyłam go do rozrobienia glinek. Dzięki niemu maseczka nabierała nawilżających i tonizujących właściwości. Na pewno jeszcze do niego wrócę!

5. Regenerujący krem do stóp, Sylveco- zdecydowany hit! Stosując go możemy odstawić pumeks. Świetnie zmiękcza i regeneruje stopy a przy tym nie jest gęsty. Szybko się wchłania, także nie ma ryzyka poślizgnięcia się. Ma bardzo dużo składników aktywnych- aloes, masło shea, rozmaryn, olej laurowy, brzoza, olej arganowy, olej z pestek winogron i inne. Cena nie zależy do najniższych (ok. 17 zł) jednak dla efektu na prawdę warto.

6. Max Factor, cień do powiek- kosmetyk, który towarzyszył mi od kilku lat. Minęła jego data ważności, także najwyższa pora się pożegnać. Na pewno do niego wrócę, ponieważ ma piękny kolor, mocną pigmentację oraz charakteryzuje się trwałością.

7. Serum na koncówki, Bioelixire- kosmetyk, po który sięgam, gdy moje włosy wybitnie nie chcą ze mną współpracować! Zużyłam już kilka opakowań i na pewno zostanę przy nim na dłużej. Więcej możecie dowiedzieć się z recenzji z początków bloga: KLIK!

8. Pasta do zębów Sparkly White, Himalaya Herbals- pasta zawierająca naturalnie występujący fluor. Wciąż nie mam zdania na temat szkodliwości lub skuteczności fluoru dodawanego do past. Także naprzemiennie stosuję pasty konwencjonalne i naturalne. Sparkly White zaskoczyła mnie tym, że rzeczywiście rozjaśniła kolor ząbków! Chętnie kiedyś do niej wrócę.

9. Lash Accelerator Endless, Rimmel- mój ulubieniec w kwestii tuszy! Wspaniale podkręca i wydłuża rzęsy. W dodatku delikatnie je pogrubia! Obecnie skusiłam się na zakup innego tuszu i kajam się- do akceleratora się nie umywa chociaż był 2x droższy! Muszę przeprosić firmę Rimmel i powrócić do akceleratora. Pełna recenzja wraz z efektem na rzęsach: KLIK!

10. Próbki: 
- peeling drobnoziarnisty do twarzy, przeciwzmarszczowy, Nacomi - bardzo przypadł mi do gustu, chętnie poznam wersję pełnowartościową,
- peeling cukrowy o zapachu kawy, Nacomi - również bardzo mi spasował, chociaż jestem zwolennikiem peelingu kawowego. Kosmetyki Nacomi bardzo pozytywnie mnie zaskakują!
- krem na noc, IQ - skład kompletnie nieadekwatny do ceny. Nie widziałam po zużyciu próbki żadnego efektu. Chociaż może jedna próbka to za mało?


Znacie któreś z tych kosmetyków? Czekam na Wasze opinie!
Pozdrawiam!

niedziela, 4 października 2015

[263.] "Zapuśćmy się jesiennie"- podsumowanie pierwszego miesiąca akcji.


Rozpoczął się październik, czas na podsumowanie pierwszego miesiąca akcji "Zapuśćmy się jesiennie". We wrześniu moje włosy przeszły sporo- wdrożyłam odpowiednią pielęgnację i suplementację. Przeszłam również dwukrotną zmianę koloru. Ale wszystko po kolei:


1. Pielęgnacja i suplementacja:


Jeśli zależy nam na spektakularnym efekcie, trzeba pamiętać, że stosowanie wcierek to tylko połowa sukcesu. Najlepsze efekty dają działania synergistyczne (uzupełniające się) a w tym przypadku jest to dostarczanie składników aktywnych z zewnątrz, jak i od wewnątrz.

Jak widać na powyższym zdjęciu, w przypadku wcierki postawiłam na Jantar. Jest to wcierka, która najlepiej się u mnie sprawdza. Natomiast nowością było dla mnie rozpoczęcie picia skrzypu i pokrzywy. Mieszanka nie powala smakiem, dlatego piję ją z dodatkiem miodu lub soku malinowego. Samą też zdarza mi się wypić, chociaż zdecydowanie wolę, gdy nie czuję trawiastego posmaku. Działania nie można jej odmówić- zauważyłam znaczną poprawę w stanie paznokci, co jest ewidentnie jej zasługą. 

Po powyższych specyfikach szybko doczekałam się wysypu babyhair. Nie dość, że jest ich sporo, to w dodatku bardzo szybko rosną, co możecie zobaczyć na zdjęciu:



2. Farbowanie:

Farbowanie henną khadi: KLIK!

Początkiem września przeszłam dekoloryzację włosów z koloru czerwonego. Tym razem postawiłam na ombre w rudościach. Do zabiegu koloryzacji został dodany Olaplex. Niestety, włosy po zabiegu były bardzo suche, matowe i spuszone. Nie potrafiłam ich ułożyć, pozostawało jedynie spięcie. Nowy kolor bardzo szybko mi się wypłukał, więc zaczęłam myśleć o ponownym farbowaniu. Postanowiłam dać włosom odpocząć od chemicznych farb i tym razem sięgnęłam po hennę. Na powyższym zdjęciu widać efekt tuż po farbowaniu- włosy były gładkie i miękkie, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Myślę, że z henną zaprzyjaźnię się na dłużej.


3. Przyrost:

Klik w zdjęcie umożliwi jego powiększenie.

Początkiem września długość moich włosów wynosiła 60 cm. Aktualnie centymetr wskazuje 63 cm! 3 cm w ciągu miesiąca to bardzo dobry wynik. Czuję się bardzo zmotywowana w walce o długie włosy przez kolejny miesiąc! 

A Wy bierzecie udział w tej akcji? Ile udało Wam się osiągnąć?
Pozdrawiam!

EDIT

czwartek, 1 października 2015

[261.] Henna Khadi zamiast farby chemicznej. Co z tego wyszło?






Ponad dwa lata temu, mając jeszcze naturalny kolor włosów, postanowiłam zafarbować włosy. Nie chciałam eksperymentować z drogeryjnymi farbami, słysząc o ich destrukcyjnym wpływie na włos. Wtedy po raz pierwszy sięgnęłam po hennę khadi i stosowałam przez kilka miesięcy. Niestety, kolor nie spełniał moich oczekiwań- henna dawała tylko rudy połysk na moich brązowych włosach w dodatku bardzo puszyła mi włosy. W dodatku naturalny odrost wydawał się być... zielony. Odstawiłam hennę i nie miałam zamiaru do niej powracać.





Widząc jednak wspaniałe efekty na włosach dziewczyn z bloga sophieczerymoja.pl postanowiłam znów powrócić do henny. Tym razem stan moich włosów jest całkiem inny- włosy przeszły dwukrotną dekoloryzację oraz wielokrotne farbowanie chemicznymi farbami. Puszyły się okropnie, więc chcąc dać im trochę wytchnienia, zdecydowałam się na ombre (czy raczej "sztuczny odrost" bo w moim przypadku tak wygląda efekt po wyjściu od fryzjera). Kolor włosów na długości postanowiłam odświeżać właśnie henną. Obawiałam się, czy nie wyjdzie zielony kolor, dlatego najpierw wykonałam próbę na pojedynczym pasemku. Wszystko było w porządku, więc przeszłam do farbowania. Nie rozrobiłam jednak henny tak, jak pisze na opakowaniu a wg przepisu Moniki z wcześniej wymienionego bloga- do wody dodałam napar z czterech torebek rumianku, nie dodawałam soku z cytryn. Efekt prezentuje się następująco:


Co mnie najbardziej zaskoczyło- włosy po hennie są niesamowicie gładkie! Nie wiem, jak to się stało, najwyraźniej henna ma w sobie coś, czego moim włosom brakowało. Kolor jest piękny, bardzo naturalny! Jednak włosy sprawiają straszne problemy przy czesaniu- odkąd olejuję włosy, nie miałam problemu z rozczesywaniem. Teraz wyrywam włosy garściami, bo nie umiem z nimi dojść do ładu. Mam nadzieję, że ten efekt minie a ja na dłużej pozostanę przy hennie.

Pozdrawiam!