Cześć Dziewczyny!
Deszczowym długim weekendem powitałam maj, a skoro rozpoczął się już nowy miesiąc, czas podsumować miniony. Co zużyłam? Jakie były moje odczucia? Zapraszam na krótkie recenzje!
Oleje:
1. Olej arganowy- nie pierwsze i nie ostatnie opakowanie, jakie zużyłam. Bardzo uniwersalny olej dostosowany do wielu typów cer. Stosuję go w mieszance z innymi olejami. Przepis na przykładową mieszankę do cery tłustej i trądzikowej:
KLIK!
2. Olej jojoba- u mnie sprawdził się przeciętnie. Na twarzy nie czynił cudów, natomiast olejowanie nim włosów nie przynosiło żadnych rezultatów... Nie nadawał się do zabezpieczenia końcówek włosów- jedna kropla potrafiła skutecznie przetłuścić moje wysokoporowate, niesamowicie puszące się włosy, których nic nie jest w stanie dociążyć.
3. Olej rycynowy- olej oczyszczający w metodzie OCM. To moja ulubiona metoda oczyszczania twarzy, przynosi wiele korzyści w pielęgnacji cery tłustej i trądzikowej. Brzmi przerażająco? ;) Sprawdź sama!:
KLIK!
4. Olej z czarnuszki- ten olej moja skóra bardzo polubiła. Pomaga zmniejszyć wydzielanie sebum. Również dodaję go do mieszanki olejów do cery tłustej i trądzikowej. W dodatku ma bardzo ciekawy, korzenny zapach!
5. Olej z kiełków pszenicy- bogate źródło witaminy E, która opóźnia procesy starzenia. Bardzo lubię stosować go samodzielnie na całe ciało, świetnie nawilża i chroni skórę a w dodatku delikatnie pachnie orzechami! Zostawia na skórze jedynie delikatny film, porównywalny do warstwy, jaką często zostawiają balsamy.
6. Olej odżywczy do włosów, Bania Agafii- nie było efektu "wow" jak po jego bracie
poprawiającym wzrost włosów. Jednak nie można mu odmówić działania! Włoski są w coraz lepszym stanie, są coraz bardziej gładkie i niemała w tym jego zasługa. W tej mieszance znajdziemy same dobroci- olej łopianowy, cedrowy, z nasion papryczki chili, kopru włoskiego, ostropestu, słonecznika, anyżu, pokrzywy i wiele, wiele innych. Na pewno spasuje wielu rodzajom włosów, bo zawiera zarówno oleje dedykowane włosom wysoko-, jak i niskoporowatym. Stosowałam go również do zabezpieczenia końcówek zamiast serum silikonowego i również spisywał się na medal- dwie krople wystarczyły, by poprawić stan włosów, wygładzić je i nie przetłuścić.
Maski do włosów:
1. Kallos, Keratin- o jak ja się cieszę, że w końcu udało mi się zdenkować to dziadostwo! Maski Kallos cieszą się bardzo dobrą opinią w blogosferze. Gdy zerknęłam na skład tych masek, byłam w szoku, że produkt o tak kiepskim składzie może działać cuda. Długo nie mogłam się przekonać do zakupu, ale stwierdziłam, że nieładnie wydawać o produkcie opinię, nie znając jego działania. Akurat Anwen organizowała akcję porównawczą działania Kallosów, więc postanowiłam wziąć w niej udział. Porównując składy Kallosów zdecydowałam się na wersję Keratin, ponieważ jako jedyna miała składniki aktywne przed zapachem, czyli w miarę wysokim (chyba ;)) stężeniu. Jak później czytałam na internecie- jest to najbardziej zachwalana maska Kallosa. Efekty stosowania maski były niezadowalające- moje włosy puszyły się, więc nie sięgałam po tę maskę zbyt często. Musiałam ją wzbogacać olejami, później stosowałam do zemulgowania olejów przed umyciem głowy, jednak nawet po tak krótkim konkatcie maski w włosami, miałam sianko na głowie. Potwierdziły się moje przypuszczenia- Kallosy nie są dla mnie i nie polecam, chociażby ze względu na marne składy.
2. Biovax, Orchid- Biovax`y natomiast przez długi czas były moimi ulubionymi maskami do włosów, szczególnie wersja do
włosów suchych i zniszczonych. Jednak w miarę poznawania coraz to nowszych kosmetyków, bacznego zwracania uwagi na składy, Biovax przestał mnie satysfakcjonować. Ostatnim opakowaniem Biovax jakie posiadałam, to wersja z Orchideą. Ładnie nabłyszczała włos, jednak pozostawiała małe spuszenie. Efekty zastosowania tej maski pokazywałam Wam tutaj:
KLIK!
Pielęgnacja twarzy:
1. Pomadka z peelingiem, Sylveco- nie ma lepszej pomadki, która w przeciągu jednej nocy potrafiłaby tak szybko i diametralnie zmienić stan ust! Zawarty w pomadce cukier trzcinowy skutecznie złuszcza suche skórki oraz poprawia krążenie. Po zastosowaniu pomadki zauważyłam nie tylko lepsze nawilżenie ust, ale również ładniej się prezentują, są pełniejsze, ciut większe. Pomadki nie stosuję zbyt często- jak z każdym peelingiem, nie ma co przesadzać. Stosuję nie częściej niż raz na tydzień. Pełna recenzja:
KLIK!
2. Lekki krem nagietkowy, Sylveco- ulubieniec! Zużyłam niejedno opakowanie i jeszcze wiele zużyję. Widocznie pomaga goić się wypryskom, zmniejsza ich zaczerwienienie oraz zapobiega powstawaniu kolejnych! Jako krem na dzień przy cerze mieszanej, tłustej, trądzikowej spisuje się rewelacyjnie!
3. Regenerujący krem do rąk, Sylveco- skutecznie nawilża i regeneruje dłonie. Pomógł mi przetrwać zimowy okres z bardzo dobrą kondycją dłoni! Niewielka ilość wystarczy, by nanieść produkt na całe dłonie. Zapach typowy dla rumianku.
Produkty do mycia:
1. Żel do higieny intymnej, Sylveco- posiada optymalne pH- 3.9, czyli dokładnie takie, jakie posiadają okolice intymne kobiet. Dzięki temu wzmacnia naturalną barierę ochronną przed bakteriami i zapobiega nawracającym infekcjom. Nie podrażnia, a dzięki zawartości kory dębu i babki lancetowatej daje uczucie świeżości na długi czas.
2. Żel myjący do ciała, Biolaven- produkt, który absolutnie mnie zaskoczył! Nie wierzyłam, że żel do ciała może nawilżać, przecież trzyma się go na skórze tylko chwilkę... Ten żel na prawdę nawilża skórę i sprawia, że jest gładka i przyjemna w dotyku. W dodatku przyjemnie pachnie- winogronami i lawendą! Pełna recenzja:
KLIK!
3. Żel do higieny intymnej Facelle- został zużyty jako... szampon do włosów! :D Przyznaję, początkowo sama bałam się tego eksperymentu, ale zachęcona przez koleżankę (o pięknych, długich, gładkich włosach) postanowiłam wypróbować. Pokochałam od pierwszego użycia! Wprawdzie skład pozostawia wiele do życzenia (wybredna się zrobiłam!), jednak wiem już, że moje włosy bardzo lubią kwas mlekowy i pantenol. Tych dwóch składników poszukuję teraz w szamponach. Odstawiłam również SLS w pielęgnacji włosów, więc zwracam też uwagę na łagodne detergenty w kosmetykach. Facelle jak najbardziej je posiada. Polecam wypróbować, jeśli masz puszące się włosy! Pięknie je dociąża i wygładza. Żel ten można stosować do mycia całego ciała, także jeśli planuję jakiś wyjazd, zabieram jedynie ten produkt i myję się nim cała ;)
Makijaż:
1. Podkład mineralny matujący Annabelle Minerals- zbawienie dla cery tłustej! Mimo, że aplikacji tego produktu trzeba się nauczyć, gra jest warta zachodu. Skład bardzo naturalny, nie posiada żadnych substancji, które mogłyby zapchać tłustą skórę i spowodować wysyp niedoskonałości. Przystępna cena, szeroka gama kolorystyczna, dobre krycie oraz naturalny wygląd to cechy określające ten podkład! A czym kierować się przy wyborze podkładu mineralnego? Zapraszam do postu:
KLIK!
2. Klej DUO, Inglot- niezastąpiony w przypadku doklejania sztucznych rzęs! Trzyma solidnie i długo, a przy zdejmowaniu rzęs nie wyrywa tych naturalnych. Nie wyobrażam sobie pracy z innym klejem :).
3. Klej do brokatu, Kryolan- do brokatu i przeróżnych innych małych elementów, które doklejam modelkom ;) Kolejna tubka w użyciu!
4. Lovely, maskara podkręcająca rzęsy Pump Up- godny zamiennik mojego ulubieńca, który został wycofany. Nie skleja rzęs, nie zostawia grudek, nie osypuje się, pięknie wydłuża i podkreśla rzęsy. W dodatku ma bardzo atrakcyjną cenę- ok. 10 zł! Czego chcieć więcej? :) Pełna recenzja:
KLIK!
Różności:
1. Antyperspirant Ziaja Sensitive- produkt powtarzający się w każdym denku :). Kosmetyk obowiązkowy w mojej kosmetyczce. Skutecznie hamuje wydzielanie potu a przy tym jest tak łagodny dla skóry, że mogę nakładać go na skórę nawet tuż po depilacji. Kolejne opakowanie w trakcie użytkowania!
2. System wybielający "Biała Perła"- wróciłam do niego po kilku latach. Przez ten czas firma się rozwinęła, prowadziła nowe formuły, ale wciąż tak samo dobrze działa! Jeśli chcecie zobaczyć efekt na moich ząbkach, zapraszam do pełnej recenzji:
KLIK!
3. Błoto z Morza Martwego- prezent od rodziców, którzy mieli przyjemność zwiedzać Izrael. Składu INCI niestety nie było, ale produkt wydawał się nieszkodliwy. Jedyne co mnie zastanawia, to czy jest możliwość, żeby błoto nie zastygło w takim opakowaniu? Chyba musieli dodać coś do tego błota, chociaż nie znam się ;). Nie mniej jednak błotko zużyłam, wykorzystałam do zabiegu wrapping. Niestety, jeden raz to za mało, żeby oczekiwać spektakularnych efektów, ale nic złego ze skórą się nie wydarzyło.
4. Hydrolat geraniowy- rozrabiałam nim glinkę czerwoną. Charakteryzuje się zmniejszaniem zaczerwienień oraz wyprysków. Do mojej naczynkowej i tłustej cery jak znalazł! Na pewno zostanę przy tym hydrolacie na dłużej.
I to już koniec! Znacie któryś z tych kosmetyków? Jak spisuje się u Was?
Pozdrawiam serdecznie!
Azime