poniedziałek, 30 marca 2015

[199.] Całkowicie naturalna pielęgnacja twarzy.


Cześć Dziewczyny!

W dzisiejszym poście opowiem Wam o tym, jak pielęgnuję swoją cerę- wiem, że powyższe zdjęcie wygląda przerażająco, bo ileż kosmetyków można nakładać na twarz, ale nie martwcie się- większość z powyższych rzeczy to półprodukty. Opowiem Wam, jak całkowicie naturalnie dbać o cerę, by była odpowiednio nawilżona, oczyszczona i odżywiona. Zapraszam na post!

Podstawą mojej pielęgnacji są oleje. Jestem posiadaczką tłustej skóry skłonnej do trądziku. I to właśnie oleje pomagają mi trzymać moją skórę w ryzach- jeśli skóra tłusta jest odwodniona, reaguje wzmożoną produkcją sebum, ponieważ chce zahamować uciekanie wody z naskórka. Dlatego też na noc nie stosuję kremu a na twarz nakładam mieszankę olejów do cery tłustej mojej receptury. Mieszanki robię w różnych proporcjach i o różnych składach, ponieważ wciąż testuję nowe oleje. O jednej z moich mieszanek pisałam Wam tutaj: KLIK!


Natomiast mieszanka, którą widzicie powyżej, to:
- 5 ml oleju rokitnikowego (ma bardzo dużo witaminy C, która uszczelnia naczynka krwionośne, bierze udział w syntezie kolagenu, rozjaśnia przebarwienia i jest antyoksydantem. Nie można z nią jednak przesadzać- w wysokich stężeniach może wspomagać tworzenie się wolnych rodników w skórze oraz pod wpływem promieni UV tworzyć przebarwienia. Dlatego też do mojej mieszanki dodałam tylko 5 ml tego oleju),
- 15 ml oleju z pachnotki (właściwości antybakteryjne, szczególnie w kierunku Propionibacterium acnes),
- 7 ml oleju arganowego (uniwersalny olej przeznaczony do większości typów cer, świetne właściwości przeciwstarzeniowe),
- 60 ml oleju z czarnuszki (reguluje pracę gruczołów łojowych, uwielbiam jej zapach!),
- 35 ml oleju z kiełków pszenicy (bardzo bogaty w witaminę E, również opóźnia procesy starzenia się skóry),
- odrobina oleju tamanu (wspomaga leczenie trądziku).

Jeśli nie wiecie, jaki olej byłby odpowiedni do Waszego typu cery, zapraszam do postu na którym zrobiłam listę olejów dopasowanych do różnych typów cer: KLIK! 


Powyższą mieszankę stosuję nie tylko jako zamiennik kremu na noc. Stosuję ją również do mieszanki OCM. A o tym, czym jest OCM pisałam Wam już w tym poście: KLIK!


W skrócie- OCM jest to metoda oczyszczania twarzy za pomocą olejów. Odkąd zaczęłam myć twarz tą metodą, pozbyłam się zaskórników a twarz nabrała ładniejszego koloru. Dlaczego tak ta mieszanka działa? Zapraszam do postu poświęconego różnym metodom oczyszczania twarzy: KLIK!


A jeśli nie mam czasu na OCM i muszę oczyścić twarz klasycznymi metodami, sięgam po następujące kosmetyki:


Metoda nr 1 - płyn micelarny do zmycia makijażu + żel do mycia twarzy, Biolaven Organic- bardzo delikatnie myjące środki. Płyn micelarny radzi sobie z większością kosmetyków, w również  wodoodpornych a przy tym nie podrażnia skóry i oczu. Żel natomiast posiada łagodne detergenty dzięki czemu skutecznie i dogłębnie oczyszcza twarz, nie daje uczucia ściągnięcia, nie powoduje świądu. Biolaven to nowość na rynku, moje pierwsze wrażeni dot. tej marki możecie przeczytać tutaj: KLIK!

Metoda nr 2 - arnikowe mleczko oczyszczające. Jest skonstruowane na zasadach OCM, ale o wiele łatwiej się zmywa niż oleje. Pisałam o nim pełną recenzję: KLIK!


Skoro już wyszliśmy z półproduktów i poruszamy temat typowych kosmetyków do codziennego użycia, to pokażę Wam kremy, które stosuję:


1. Lekki krem nagietkowy, Sylveco- idealny na dzień, pod makijaż, ponieważ szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy. Krem polecany przy cerach tłustych i mieszanych. Połączenie brzozy i nagietka sprawia, że skóra jest odpowiednio nawilżona, normalizuje się praca gruczołów łojowych a wyprysków jest coraz mniej! Pełna recenzja tutaj: KLIK!
2. Łagodzący krem pod oczy, Sylveco - polecany przy zmęczonych, podrażnionych, zaczerwienionych oczach. Zmniejsza cienie i obrzęki pod oczami. A do tego jest w ogromnym opakowaniu 30 ml! Starcza na wieki! Pełna recenzja: KLIK!


Moja codzienna pielęgnacja obejmuje również usta. Mam je wyjątkowo suche i mało który produkt jest w stanie odpowiednio je natłuścić i zregenerować. W mojej pielęgnacji za stałe zagościły:


1. Mleczko pszczele w glicerynie- szybko się wchłania, świetnie odżywia i regeneruje skórę ust. W dodatku jest niesamowicie słodkie (gliceryna), a dla takiego łasucha jak ja to nie lada gratka!
2. Rokitnikowa pomadka o zapachu cynamonu oraz odżywcza pomadka z peelingiem od Sylveco - te pomadki spisują się u mnie o wiele lepiej niż osławiony Carmex. A w dodatku są w 100% naturalne! Pełna recenzja tutaj: KLIK!


Wyżej opisane kosmetyki są przeznaczone do użytku codziennego. Natomiast raz w tygodniu znajduję czas na peeling:


1. Peeling ze skały wulkanicznej- ulubieniec! Wystarczy, że gdy kończę oczyszczanie twarzy olejami, dodam do mieszanki odrobinę tego peelingu. Świetnie ściera martwy naskórek, pozostawia skórę gładką i przyjemną w dotyku. Mimo, że jestem posiadaczką cery naczynkowej, zdecydowanie bardziej wolę drobnoziarniste peelingi niż enzymatyczne. Stosuję je jednak ostrożnie- gdy widzę, że cera zaczyna mi się czerwienić, zmywam kosmetyk.
2. Ostatnio postanowiłam wypróbować bromelainę jako peeling enzymatyczny- byłam o wiele bardziej czerwona niż po peelingu ze skały wulkanicznej! Kolejny dowód na to, że moja skóra nie lubi kwasowego i enzymatycznego złuszczania. Spróbuję podejść tę substancję jeszcze na kilka sposobów. Jeśli nadal się nie spisze, zużyję na rozstępy ;)


Z powodu ograniczonego czasu, maseczki stosuję tylko raz - dwa razy w tygodniu:


1. Maseczka z półproduktów: 
- francuska glinka czerwona (reguluje pracę gruczołów łojowych, pochłania sebum i uszczelnia naczynka krwionośne),
- hydrolat geraniowy (zamiast wody, do rozrobienia glinki. Nawilża skórę, uszczelnia naczynia krwionośne),
- potrójny kwas hialuronowy (ma świetne właściwości nawilżające, działa na poziomie naskórka oraz wnika w skórę, wiążąc w niej wodę).
2. Maseczka odświeżająca Babuszki Agafii - jest niemożliwie wydajna! Kupiłam ją we wrześniu, gdy planowałam wyjazd do Grecji- miała na zadanie orzeźwiać skórę po wystawianiu jej na słońce. Spora część maseczki wróciła ze mną do Polski i wciąż ją zużywam! Stosuję, gdy mam lenia i nie chce mi się rozrabiać glinki ;)


I na koniec zostawiłam dwóch agentów do zadań specjalnych- olej tamanu i z drzewa herbacianego:


Oba oleje pomagają szybciej pozbyć się niedoskonałości. Olej tamanu ma właściwości regenerujące, niestety śmierdzi kostką rosołową i ten zapach utrzymuje się bardzo długo. Drzewo herbaciane wysusza wypryski, ale całkiem ładnie, rześko pachnie. Oba oleje stosuję w stanie czystym jedynie punktowo. Jeśli chcę je nałożyć na całą twarz, dodaję je do mieszanki olejów o której pisałam na samym początku.

I to na tyle, jeśli chodzi o pielęgnację twarzy- jak widzicie, jest całkowicie naturalna, delikatna i bezpieczna dla skóry. Żadnych składników drażniących i zapychających. A jakie są efekty? Skóra wygląda lepiej niż kiedykolwiek wcześniej! Polecam z całego serca :) Szczególnie, że nie obciąża portfela!

Pozdrawiam serdecznie!
Azime

piątek, 20 marca 2015

[196.] Nowa linia kosmetyków Sylveco- BIOLAVEN organic (pierwsze wrażenia).


Cześć Dziewczyny!

Marka Sylveco należy do czołówki najlepszych i najbardziej naturalnych marek kosmetyków Polskich. Niejednokrotnie nagradzana oraz doceniana na wielu konkursach i targach. Sama przyznaję, że jestem zwolenniczką tej marki i z przyjemnością piastuję stanowisko dermokonsultantki tej firmy.

Niejednokrotnie w pracy zdarzają mi się klientki, które stosują kosmetyki drogeryjne lub apteczne i raczej nie zainteresowałyby się marką, gdyby nie fakt, że w zielarnii do której przyszły po herbatkę, akurat stoi Pani z całym stolikiem kosmetyków, rozdaje DARMOWE próbki (o tak, to zawsze największa atrakcja!!!) i mierzy poziom nawilżenia skóry śmiesznym, małym urządzeniem przypominającym długopis. Panie te zazwyczaj są zachwycone, gdy mogę im poopowiadać o kosmetykach, firmie, ich naturalności ale... zachwyt kończy się w momencie powąchania kosmetyku. Cóż, Sylveco nie perfumuje swoich kosmetyków a niejednokrotnie to jest punktem nie do przejścia dla klientek. I na nic tłumaczenie, że dermokosmetyk ma działać, widocznie poprawiać stan skóry a nie pachnieć czy ładnie wyglądać. Dla niektórych Pań aplikacja kosmetyków ma być również przyjemnością dla zmysłów i właśnie dla takich wymagających klientek o bardzo czułym zmyśle powonienia stworzono linię Biolaven.

Z drugiej strony, niejednokrotnie spotykam klientki, które z różnych przyczyn nie chcą nabyć kremu za 30 zł. To nic, że Sylveco jest bardzo wydajne i napakowane składnikami aktywnymi. "Przecież Ziaja ma naprawdę dobre kosmetyki i to w dodatku tylko za 5 zł!"- witki opadają. Jednak pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, sytuacja ekonomiczna nie każdego jest taka sama a każdy chciałby móc rozpieścić swoją skórę rzeczywiście skutecznym kosmetykiem. Dla takich klientów również jest linia Biolaven.

BIOLAVEN organic, to marka kosmetyków naturalnych produkowana przez firmę Sylveco. Składy tychże kosmetyków są zgodne z zasadami, jakimi kieruje się Sylveco, są one całkowicie naturalne, jednak Biolaven zaskakuje nas bardzo przyjemnym zapachem. Słodko-orzeźwiający, delikatny zapach przypominający zapach soku winogronowego. I nie bez przyczyny! Otóż jednym ze składników aktywnych Biolaven jest właśnie olej z pestek winogron, występujący w każdym kosmetyku tej linii. Oprócz niego, w każdym z kosmetyków Biolaven znajdziemy olejek lawendowy



Kosmetyki z linii Biolaven:
- żel myjący do ciała,
- balsam do ciała,
- żel do higieny intymnej,
- szampon do włosów,
- żel do mycia twarzy,
- płyn micelarny,
- krem do twarzy na dzień,
- krem do twarzy na noc.

Kosmetyki te mają być przeznaczone do każdego typu skóry. Jest to możliwe dzięki zawarciu w nich dwóch, wcześniej już przeze mnie wspomnianych, składników aktywnych- olejku lawendowego oraz oleju z pestek winogron.

Olejek lawendowy- relaksuje, odpręża, daje uczucie komfortu. Posiada właściwości antyseptyczne, przyspiesza gojenie się ran, zapobiega powstawaniu blizn. Sprawdza się w pielęgnacji cery trądzikowej, z niedoskonałościami, zmniejsza łojotok, stymuluje wzrost nowych komórek, łagodzi objawy egzemy.

Olej z pestek winogron- posiada bardzo wysoki poziom nienasyconych kwasów tłuszczowych, jest źródłem witaminy E. Szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, pozostawiając skórę dobrze nawilżoną i delikatnie natłuszczoną. Wykazuje działanie przeciwrodnikowe, hamuje procesy starzenia się skóry, ma właściwości kojące i łagodzące, przyspiesza regenerację naskórka i rozświetla cerę. Jego skład przypomina strukturę lipidową skóry, dlatego też wzmacnia jej naturalną barierę ochronną. Cechy te są niezwykle ważne w pielęgnacji cery suchej, wrażliwej czy dojrzałej.

Czym Biolaven różni się od Sylveco?
- ceną: Biolaven jest tańsze,
- Biolaven to kosmetyki naturalne, natomiast Sylveco to dermokosmetyki,
- Biolaven nie posiada w swoim składzie ekstraktu z kory brzozy, na którym bazuje Sylveco,
- kosmetyki Sylveco w większości nie pachną,
- Biolaven nie posiada dodatkowych substancji aktywnych poza olejkiem z lawendy o olejem z pestek winogron. Sylveco natomiast jest "napakowane" ekstraktami roślinnymi, olejami i woskami.



Jakie są moje pierwsze odczucia?
Przyznaję bez bicia, że początkowo nawet nie chciałam ruszać tych kosmetyków... A na co mi to, jak to gorsze od Sylveco, co z tego że pachnie? Powybrzydzałam sobie, że za mało składników aktywnych, że jak kosmetyk jest do wszystkiego to jest i do niczego. W końcu ciekawość wzięła górę i postanowiłam przywitać się z kosmetykami Biolaven. Nie ma co ukrywać- te kosmetyki są przeznaczone na rynek masowy. Szata graficzna bardzo przyciąga uwagę, więc Panie uwielbiające ładne opakowania będą w siódmym niebie. Ale nie oceniam kosmetyku po opakowaniu, nadal z dużą dozą sceptycyzmu zaczęłam przeglądać kolejne składy. I to był pierwszy krok, który troszkę załagodził moje wygórowane oczekiwania- składy tychże kosmetyków są na prawdę dobre i owszem, nie aż tak dobre jak Sylveco, jednak na prawdę wysoko mierzą. Substancje aktywne są w wysokim stężeniu, składy są proste, bez zbędnych polepszaczy, stabilizatorów, sztucznych konserwantów.

W końcu przeszłam do najważniejszego aspektu, jakim szczyci się Biolaven, czyli zapachu- no i przepadłam. Jestem ogromnym łasuchem i nie umiem sobie odmówić słodkości a ten zapach sprawił, że już bez żadnych oporów, żadnego grymaszenia, z absolutną i wszechogarniającą radością, pobiegłam do łazienki wypróbować wszystkie kosmetyki (na raz, a co sobie będę odmawiać!). 

I tak oto, po długim czasie spędzonym w łazience wychodzę napisać notkę. Na prawdę kosmetyki Biolaven miło mnie zaskoczyły! Żaden z nich mnie nie podrażnił, każdy sprawiał wrażenie łagodnego ale bardzo dobrze sprawującego swoją funkcję. Szczególnie zapadł mi w pamięci płyn micelarny- bez problemu domył kosmetyki Kryolan, Sleek oraz wodoodporny eyeliner. Przy tym nie podrażnia oczu, nie jest nieprzyjemny w smaku (obficie zmywałam pomadkę z ust, raczej nie popijam micelków). Żel do mycia ciała delikatnie nawilżył skórę, nie woła ona o balsam zaraz po wyjściu z kąpieli. Ale balsam i tak dostała (a jakże!)- wersja Biolaven szybko się wchłania i zostawia delikatną powłoczkę na skórze, która nie jest lepka czy śliska. Krem na dzień bardzo przypomina konsystencją lekkie kremy Sylveco, natomiast krem na noc jest jego gęstszą i wolniej wchłaniającą się wersją. Wszystkie kosmetyki pięknie pachną i zapach ten utrzymuje się długo na skórze sprawiając, że na prawdę czuję się zrelaksowana!

Podsumowując: mimo, że Biolaven nie jest napakowane składnikami aktywnymi, uważam tę linię za godną polecenia. Szczególnie będą zachwycone tą linią osoby zaczynające przygodę z kosmetykami naturalnymi, osoby, które do tej pory stosowały jedynie kosmetyki drogeryjne czy apteczne. Piękny zapach oraz przystępna cena sprawią, że kosmetyki te są atrakcyjne dla wielu konsumentów natomiast duża zawartość oleju z pestek winogron oraz olejku lawendowego odpowiedzą za skuteczne i widoczne działanie tych kosmetyków. A co z weteranami naturalnej pielęgnacji? Na pewno znajdą się wśród nich osoby zachwycone Biolaven! Natomiast alergikom, osobom z AZS czy różnego rodzaju problemami skórnymi radzę pozostać przy Sylveco.

To są moje odczucia po pierwszym kontakcie z Biolaven. Jak sprawdzą się te kosmetyki przy długotrwałym stosowaniu? Jeśli któryś okaże się moim ulubieńcem, na pewno opiszę Wam to na blogu! Tymczasem kładę się- życzcie mi spokojnych snów, pośród aromatu olejku lawendowego i winogron! 

Pozdrawiam serdecznie,
Azime

środa, 11 marca 2015

[193.] Pędzel Flat Top od Pixie Cosmetics.


Cześć Dziewczyny!

Ostatnio udało mi się wygrać rozdanie zorganizowane przez Wiktorię Gajewską (serdecznie zapraszam na jej blog: KLIK!). Nagrodą był pędzel Flat Top firmy Pixie Cosmetics.

Ci z Was, którzy czytają mojego bloga, wiedzą, że od niedawna pokochałam podkłady mineralne. Jednak takie podkłady wymagają nałożenia specjalnym pędzlem i do tego właśnie jest przeznaczony bohater dzisiejszej notki!


Jako, że paczuszka przyszła dopiero kilka dni temu, używam pędzla od niedawna. Od samego początku spodobał mi się wizualnie- połączenie turkusu i czerni bardzo przyciąga uwagę. Ten pędzel jest ponad 2x dłuższy od tego, którego używałam do tej pory, więc czuję różnicę trzymając go w dłoni. Jednak praca nim to czysta przyjemność- mimo wielkości, nie jest ciężki i dobrze leży w dłoni. Aplikacja podkładu mineralnego tym pędzlem jest bajecznie prosta- nie tworzy smug, plam a w dodatku ma niezwykle delikatne włosie. Jestem bardzo zadowolona z tego pędzla, miałam niesamowitego farta, że udało mi się dostać taką perełkę!


W przesyłce oprócz pędzla znalazły się jeszcze próbki podkładów oraz ulotka. Okazało się, że próbka podkładu"Victorian Lace" jest idealnie trafiona w mój odcień i typ karnacji! Test podkładu wypadł pomyślnie- trzymał się bez żadnych poprawek cały dzień, nie powodował błyszczenia się cery, nie podkreślał suchych skórek czy rozszerzonych porów. 

Zarówno pędzel jak i podkład oraz inne kosmetyki marki Pixie Cosmetics można dostać na ich oficjalnej stronie internetowej: KLIK!


Przyznam, że byłam bardzo mile zaskoczona wiadomością o wygranej! Otrzymane kosmetyki okazały się idealnie trafiać w moje preferencje i potrzeby. Nabrałam ochoty na inne kosmetyki Pixie :)

A jeśli któraś z Was chciałaby rozpocząć przygodę z podkładami mineralnymi ale nie wie, od czego zacząć, to zapraszam do postu, gdzie krok po kroku tłumaczę, jak takowy dobrać (na przykładzie firmy Annabelle Minerals): KLIK!

Pozdrawiam serdecznie!
Azime

poniedziałek, 9 marca 2015

[192.] Aromatyczny i naturalny umilacz kąpieli- muffinka "Różany Ogród" firmy Sweet Bath.


Cześć Dziewczyny!

Dziś przygotowałam dla Was recenzję apetycznie wyglądającego kosmetyku- muffinki do kąpieli "Różany Ogród" firmy Sweet Bath. 
Produkt przykuł moją uwagę nie tylko cudnym wyglądem (o wiele estetyczniejszym, niż w przypadku osławionych Bomb Cosmetics) ale również pięknym zapachem. Nie mogłam przejść obok niej obojętnie, zwłaszcza, że babeczka była zachwalana jako całkowicie naturalna. 

Mimo, że osobiście nie jestem fanką wylegiwania się w wannie, postanowiłam przetestować produkt! Jak się sprawdził? Zapraszam do recenzji!


Jak widać na powyższym zdjęciu- babeczka została zakupiona w Mydlarni "Li-La", która ma dwa stoiska- w Katowicach i w Zabrzu. Przyznam, że w żadnym innym stacjonarnym sklepie nie spotkałam się z tymi kosmetykami. Muffinki oraz inne produkty do kąpieli można zakupić na stronie producenta: SWEET BATH

Muffinka składa się z dwóch części- spód jest solą do kąpieli, natomiast góra służy do wykonywania masażu. Posiada peelingujące drobinki, dzięki którym skutecznie złuszcza martwy naskórek.


Jak muffinka sprawdziła się u mnie?
Jedna muffinka powinna wystarczyć na dwa użycia. Jednak zabawa z nią spodobała mi się tak bardzo, że... zużyłam ją całą na raz :). Cała łazienka delikatnie pachniała różą, dzięki czemu kąpiel była ucztą dla zmysłów. 
Peelingujący "krem" był natomiast dość ostry, dlatego polecam wykonywanie masażu pod wodą a nie na jedynie wilgotną skórę. Drobinki peelingujące są na tyle mocne, że przy długotrwałym i mocnym masażu zostawiły czerwone ślady na skórze. Mimo tego masaż uważam za niezwykle przyjemny i odprężający, moja gruba skóra lubi konkretne, mocne zdzieraki :). 
Po kąpieli wyraźnie odczułam, że skóra jest wygładzona, miękka, odpowiednio nawilżona. Zdecydowanie była przyjemniejsza w dotyku.

Natomiast co znajdziemy w składzie muffinki? Czy rzeczywiście jest naturalna, jak obiecywano?


Na pierwszym miejscu w składzie mamy sacharozę, która wykazuje właściwości nawilżające. Kolejno mamy:
- wodorowęglan sodu odpowiadający za właściwości musujące muffinki,
- kwas cytrynowy- złuszczanie naskórka,
- sól,
- SLSA- zamiennik SLS, posiada opinię średniodrażniącego,
- składniki aktywne: masło shea, oliwa z oliwek, masło awokado, olej z pestek winogron, olej z migdałów, ekstrakt z róży damasceńskiej,
- sól potasowa kwasu sorbowego- konserwant,
- perfum,
- związki będące jednocześnie konserwantem i zapachem (również mogą wykazywać właściwości drażniące).

Cena: 26 zł/200g

Podsumowanie:
Muffinka jest przyjemnym dodatkiem do kąpieli, jednak przy stosowaniu co jakiś czas. Zbyt częste stosowanie takiej muffinki zapewne zrujnowałoby mnie finansowo :D Myślę jednak, że taki kosmetyk jest świetnym pomysłem na prezent! Przyciąga uwagę i rzeczywiście daje efekt nawilżonej i gładkiej skóry, dzięki dużej ilości składników roślinnych. Jednak produktu nie zaliczyłabym do tych całkowicie naturalnych i bezpiecznych. Alergicy powinni wykonać próbę uczuleniową i to najlepiej dwukrotnie.

Czujecie się skuszone? W ofercie Sweet Bath znajdziecie więcej takich bajerów do kąpieli! Dla każdego coś miłego :)
Pozdrawiam serdecznie a w razie pytań zapraszam do korespondencji,
Azime

środa, 4 marca 2015

[190.] Denko luty 2015r.


 Cześć Dziewczyny!

Dziś zasypię Was krótkimi recenzjami kosmetyków zużytych w miesiącu lutym. Denko nie jest zbyt okazałe, ale obfituje w mało znane kosmetyki. Już na pierwszy rzut oka widać, że króluje naturalna pielęgnacja (szczególnie Sylveco wiedzie prym!). Jak sprawdziły się te kosmetyki u mnie? Zapraszam do podsumowania denka "luty 2015"!


Szampony:


1. Nivea, Color Care&Protect- bardzo mocno oczyszczający szampon, napakowany silikonami. Rzeczywiście przedłuża trwałość koloru, ale czy jest bezpieczny dla skóry głowy? Postanowiłam postawić go w opozycji do...

2. ... Sylveco, odbudowującego szamponu pszeniczno-owsianego. Ten szampon jest zdecydowanie bardziej delikatny, o całkiem naturalnym składzie. Nagłe odebranie silikonów moim zniszczonym włosom początkowo było masakrą. Postanowiłam jednak zacisnąć zęby i przetrzymać najgorszy okres. Niestety, moje włosy nie przepadają za proteinami a ten szampon ma ich na prawdę dużo! Przeproteinowałam włoski, przez co borykam się z puchem :) Jeśli Wasze włosy lubią proteiny, mogę polecić, jeśli jednak nie... Stosujcie ten szampon zamiennie z innym. W przypadku szamponu wciąż szukam ideału, ale zauważyłam, że rzeczywiście służą mi szampony bez SLS!


Pielęgnacja ciała:


1. Sylveco, kremowy żel do ciała- dzięki zawartości masła awokado pozostawia delikatną warstewkę na skórze i zapobiega nadmiernej utracie wody z naskórka. Pozostawiona warstwa nie jest lepka czy tępa, jest praktycznie niewyczuwalna. W dodatku żel na prawdę ładnie pachnie- naturalnie, werbeną (zapach żółtych Nimm2!). Delikatnie się pieni i nie podrażnia. Jest mniej wydajny niż tradycyjne żele pod prysznic, ale świetne działanie i same naturalne składniki mają swoją cenę :). Wybaczam!

2. Balsam brzozowy z betuliną- mój ulubieniec! Jeszcze nigdy nie miałam tak lekkiego i szybko wchłaniającego się balsamu! Mam tłustą skórę, która praktycznie w ogóle nie wchłania w siebie balsamów. A z tym się bardzo polubiła :) Balsam nie ma zapachu, więc nie gryzie się z zapachem perfum ani nie denerwuje mnie w nocy. Nie pozostawia tłustej warstwy, co jest jego największym atutem. No i to działanie- świetnie nawilża i regeneruje skórę, zapobiega świądowi a do tego wspomaga gospodarkę wodną skóry (pomocny przy zrzucaniu cellulitu typu wodnego). Więcej o tym balsamie oraz jego bracie pisałam tutaj: KLIK!

3. Sylveco, nawilżający żel do mycia rąk- bardzo delikatny, zapobiega wysuszeniu i podrażnieniu rąk. Wprawdzie nie zastąpi kremu do rąk, jednak współgrając z nim daje bardzo dobre efekty. Polecam przy spękanych i wysuszonych dłoniach. W dodatku pięknie pachnie pomarańczą (tu z kolei skojarzenie przychodzi z pomarańczowymi Nimm2!).


Oczyszczanie twarzy:


1.Olej rycynowy- niezbędny do wykonania mieszanki olejów do OCM. Posiada najlepsze właściwości oczyszczające, ponieważ jego cząsteczka bardzo przypomina budową cząsteczkę keratyny. O tym, jak rozpocząć swoją przygodę z OCM pisałam tutaj: KLIK!

2. Oliwka HIPP- ma świetny skład! Zawiera jedynie olej ze słonecznika, olej ze słodkich migdałów, witaminę E oraz perfum. Żadnej parafiny, na którą trzeba uważać w oliwkach. Stosuję ją jako olej bazowy do OCM.

3. Sylveco, lipowy płyn micelarny- w wyjątkowych sytuacjach, od czasu do czasu zdarza mi się oczyścić twarz tradycyjnie z użyciem żelu. Żeby przygotować twarz do takiego oczyszczania stosuję ten właśnie płyn micelarny. Świetnie radzi sobie z domyciem wszystkich kosmetyków, nawet wodoodpornych! Przy tym nie podrażnia oczu ani skóry. Osobiście uwielbiam zmywać nim szminki- nie ma gorzkiego posmaku jak większość miceli.


Pielęgnacja dłoni i stóp:


1. Sylveco, regenerujący krem do stóp- świetny! Odczuwalnie zmiękcza skórę stóp a efekt jest długotrwały. Co ciekawe, ma bardzo lekką konsystencję, spokojnie można go stosować w ciągu dnia bez obaw o złą wchłanialność. Stosowałam go na noc, wraz z bawełnianymi skarpetkami. Pielęgnacja stóp stała się przyjemnością!

2. Douglas, krem do rąk Diva- strasznie duszący zapach, dawał jedynie chwilowe uczucie nawilżenia skóry dłoni. Po wchłonięciu wciąż odczuwałam przesuszenie i dyskomfort skóry. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu skończę go używać... Bubel!


 Pozostałe:

1. Antyperspirant Ziaja- mój ulubieniec, towarzyszy mi już od kilku lat. Nie zapowiada się, żebym miała go zmienić, nawet na naturalny produkt. Sprawa pocących się pach jest na tyle delikatnym tematem, że na chwilę obecną nie pozwalam sobie na eksperymenty o niewiadomych wynikach. 

2. Biała Perła, system wybielający zęby w 10 dni- znam ten produkt od wielu lat. Zanim producent zmienił składy byłam na prawdę bardzo z niego zadowolona. Jak sprawa wygląda w tej chwili? Dowiecie się niebawem w całkiem osobnym poście :)

3. Delia, henna- brwi hennują systematycznie 1-2x w miesiącu. Dla mnie to dobra alternatywa do makijażu dziennego zamiast podkreślania brwi cieniem. W przypadku henny Delia nie musimy się obawiać o przerysowany efekt, jest bardzo delikatna! O tym, jak hennuję brwi, pisałam Wam tutaj: KLIK!

4. Potrójny kwas hialuronowy- jeden z moich faworytów, jeśli chodzi o półprodukty. Dodaję go do glinki a w ten sposób oprócz oczyszczania twarzy zyskuję również mocne nawilżenie! Zwłaszcza, że zawiera w sobie trzy rodzaje kwasu hialuronowego: wysoko-, nisko-, i ultraniskocząsteczkowy. Czym różnią się od siebie te rodzaje kwasu hialuronowego i jak wpływają na nawilżenie skóry możecie przeczytać w tym poście: KLIK!

5. Kryolan, Glitter Gel- żel do przyklejania brokatu. W mijającym, sylwestrowo-karnawałowym okresie przydał się wielokrotnie! Zresztą spisał się nie tylko przy makijażach oczu! Świetnie radzi sobie również z mniejszymi ozdobami przyklejanymi do ciała przy charakteryzacjach.

6. Eyeliner w żelu Inglot- mój kolejny ulubieniec! Pisałam Wam o nim już w tym poście: KLIK! . Wciąż jestem z niego niesamowicie zadowolona, przy czym ma jedną wadę- nie jesteśmy w stanie zużyć całego słoiczka, ponieważ eyeliner wysycha. Nie mam jednak oporów przed wyrzuceniem ponad połowy pojemniczka- ten eyeliner starczył mi aż na pół roku użytkowania! Wolę wydać co pół roku 35 zł na niego, niż co miesiąc 10-20 zł na inny kosmetyk tego typu :) Uwielbiam i polecam!


I to byłoby na tyle!
Zapraszam Was serdecznie na mój fanpage, gdzie możecie być na bieżąco z wydarzeniami makijażowymi, jakie dzieją się z moim udziałem: KLIK!
Jeśli ktoś z Was woli jednak trochę prywaty, zapraszam na instagram- gwarantuję dużo zdjęć nowych kosmetyków, kotów ( ;))) ) i makijaży: KLIK!

Pozdrawiam serdecznie =*
Azime