Cześć Dziewczyny!
W dzisiejszym poście opowiem Wam o tym, jak pielęgnuję swoją cerę- wiem, że powyższe zdjęcie wygląda przerażająco, bo ileż kosmetyków można nakładać na twarz, ale nie martwcie się- większość z powyższych rzeczy to półprodukty. Opowiem Wam, jak całkowicie naturalnie dbać o cerę, by była odpowiednio nawilżona, oczyszczona i odżywiona. Zapraszam na post!
Podstawą mojej pielęgnacji są oleje. Jestem posiadaczką tłustej skóry skłonnej do trądziku. I to właśnie oleje pomagają mi trzymać moją skórę w ryzach- jeśli skóra tłusta jest odwodniona, reaguje wzmożoną produkcją sebum, ponieważ chce zahamować uciekanie wody z naskórka. Dlatego też na noc nie stosuję kremu a na twarz nakładam mieszankę olejów do cery tłustej mojej receptury. Mieszanki robię w różnych proporcjach i o różnych składach, ponieważ wciąż testuję nowe oleje. O jednej z moich mieszanek pisałam Wam tutaj: KLIK!
Natomiast mieszanka, którą widzicie powyżej, to:
- 5 ml oleju rokitnikowego (ma bardzo dużo witaminy C, która uszczelnia naczynka krwionośne, bierze udział w syntezie kolagenu, rozjaśnia przebarwienia i jest antyoksydantem. Nie można z nią jednak przesadzać- w wysokich stężeniach może wspomagać tworzenie się wolnych rodników w skórze oraz pod wpływem promieni UV tworzyć przebarwienia. Dlatego też do mojej mieszanki dodałam tylko 5 ml tego oleju),
- 15 ml oleju z pachnotki (właściwości antybakteryjne, szczególnie w kierunku Propionibacterium acnes),
- 7 ml oleju arganowego (uniwersalny olej przeznaczony do większości typów cer, świetne właściwości przeciwstarzeniowe),
- 60 ml oleju z czarnuszki (reguluje pracę gruczołów łojowych, uwielbiam jej zapach!),
- 35 ml oleju z kiełków pszenicy (bardzo bogaty w witaminę E, również opóźnia procesy starzenia się skóry),
- odrobina oleju tamanu (wspomaga leczenie trądziku).
Jeśli nie wiecie, jaki olej byłby odpowiedni do Waszego typu cery, zapraszam do postu na którym zrobiłam listę olejów dopasowanych do różnych typów cer: KLIK!
Powyższą mieszankę stosuję nie tylko jako zamiennik kremu na noc. Stosuję ją również do mieszanki OCM. A o tym, czym jest OCM pisałam Wam już w tym poście: KLIK!
W skrócie- OCM jest to metoda oczyszczania twarzy za pomocą olejów. Odkąd zaczęłam myć twarz tą metodą, pozbyłam się zaskórników a twarz nabrała ładniejszego koloru. Dlaczego tak ta mieszanka działa? Zapraszam do postu poświęconego różnym metodom oczyszczania twarzy: KLIK!
A jeśli nie mam czasu na OCM i muszę oczyścić twarz klasycznymi metodami, sięgam po następujące kosmetyki:
Metoda nr 1 - płyn micelarny do zmycia makijażu + żel do mycia twarzy, Biolaven Organic- bardzo delikatnie myjące środki. Płyn micelarny radzi sobie z większością kosmetyków, w również wodoodpornych a przy tym nie podrażnia skóry i oczu. Żel natomiast posiada łagodne detergenty dzięki czemu skutecznie i dogłębnie oczyszcza twarz, nie daje uczucia ściągnięcia, nie powoduje świądu. Biolaven to nowość na rynku, moje pierwsze wrażeni dot. tej marki możecie przeczytać tutaj: KLIK!
Metoda nr 2 - arnikowe mleczko oczyszczające. Jest skonstruowane na zasadach OCM, ale o wiele łatwiej się zmywa niż oleje. Pisałam o nim pełną recenzję: KLIK!
Skoro już wyszliśmy z półproduktów i poruszamy temat typowych kosmetyków do codziennego użycia, to pokażę Wam kremy, które stosuję:
1. Lekki krem nagietkowy, Sylveco- idealny na dzień, pod makijaż, ponieważ szybko się wchłania i nie zostawia tłustej warstwy. Krem polecany przy cerach tłustych i mieszanych. Połączenie brzozy i nagietka sprawia, że skóra jest odpowiednio nawilżona, normalizuje się praca gruczołów łojowych a wyprysków jest coraz mniej! Pełna recenzja tutaj: KLIK!
2. Łagodzący krem pod oczy, Sylveco - polecany przy zmęczonych, podrażnionych, zaczerwienionych oczach. Zmniejsza cienie i obrzęki pod oczami. A do tego jest w ogromnym opakowaniu 30 ml! Starcza na wieki! Pełna recenzja: KLIK!
Moja codzienna pielęgnacja obejmuje również usta. Mam je wyjątkowo suche i mało który produkt jest w stanie odpowiednio je natłuścić i zregenerować. W mojej pielęgnacji za stałe zagościły:
1. Mleczko pszczele w glicerynie- szybko się wchłania, świetnie odżywia i regeneruje skórę ust. W dodatku jest niesamowicie słodkie (gliceryna), a dla takiego łasucha jak ja to nie lada gratka!
2. Rokitnikowa pomadka o zapachu cynamonu oraz odżywcza pomadka z peelingiem od Sylveco - te pomadki spisują się u mnie o wiele lepiej niż osławiony Carmex. A w dodatku są w 100% naturalne! Pełna recenzja tutaj: KLIK!
Wyżej opisane kosmetyki są przeznaczone do użytku codziennego. Natomiast raz w tygodniu znajduję czas na peeling:
1. Peeling ze skały wulkanicznej- ulubieniec! Wystarczy, że gdy kończę oczyszczanie twarzy olejami, dodam do mieszanki odrobinę tego peelingu. Świetnie ściera martwy naskórek, pozostawia skórę gładką i przyjemną w dotyku. Mimo, że jestem posiadaczką cery naczynkowej, zdecydowanie bardziej wolę drobnoziarniste peelingi niż enzymatyczne. Stosuję je jednak ostrożnie- gdy widzę, że cera zaczyna mi się czerwienić, zmywam kosmetyk.
2. Ostatnio postanowiłam wypróbować bromelainę jako peeling enzymatyczny- byłam o wiele bardziej czerwona niż po peelingu ze skały wulkanicznej! Kolejny dowód na to, że moja skóra nie lubi kwasowego i enzymatycznego złuszczania. Spróbuję podejść tę substancję jeszcze na kilka sposobów. Jeśli nadal się nie spisze, zużyję na rozstępy ;)
Z powodu ograniczonego czasu, maseczki stosuję tylko raz - dwa razy w tygodniu:
1. Maseczka z półproduktów:
- francuska glinka czerwona (reguluje pracę gruczołów łojowych, pochłania sebum i uszczelnia naczynka krwionośne),
- hydrolat geraniowy (zamiast wody, do rozrobienia glinki. Nawilża skórę, uszczelnia naczynia krwionośne),
- potrójny kwas hialuronowy (ma świetne właściwości nawilżające, działa na poziomie naskórka oraz wnika w skórę, wiążąc w niej wodę).
2. Maseczka odświeżająca Babuszki Agafii - jest niemożliwie wydajna! Kupiłam ją we wrześniu, gdy planowałam wyjazd do Grecji- miała na zadanie orzeźwiać skórę po wystawianiu jej na słońce. Spora część maseczki wróciła ze mną do Polski i wciąż ją zużywam! Stosuję, gdy mam lenia i nie chce mi się rozrabiać glinki ;)
I na koniec zostawiłam dwóch agentów do zadań specjalnych- olej tamanu i z drzewa herbacianego:
Oba oleje pomagają szybciej pozbyć się niedoskonałości. Olej tamanu ma właściwości regenerujące, niestety śmierdzi kostką rosołową i ten zapach utrzymuje się bardzo długo. Drzewo herbaciane wysusza wypryski, ale całkiem ładnie, rześko pachnie. Oba oleje stosuję w stanie czystym jedynie punktowo. Jeśli chcę je nałożyć na całą twarz, dodaję je do mieszanki olejów o której pisałam na samym początku.
I to na tyle, jeśli chodzi o pielęgnację twarzy- jak widzicie, jest całkowicie naturalna, delikatna i bezpieczna dla skóry. Żadnych składników drażniących i zapychających. A jakie są efekty? Skóra wygląda lepiej niż kiedykolwiek wcześniej! Polecam z całego serca :) Szczególnie, że nie obciąża portfela!
Pozdrawiam serdecznie!
Azime